O tym co ważne dla polskiej wsi.

Czyste powietrze czysty zysk Czyste powietrze czysty zysk
Talk icon

Informacje

23-10-2023

Autor: Świat Rolnika

Co z tymi drzewami? Lasy Polskie publikują liczby niewygodne dla ekoterrorystów

Lasy Polskie

Bezduszne wycinanie drzew przez Lasy Polskie to hasło, które ekoterroryści powtarzają niczym mantrę. 

Chodzi o osoby, które poprzez sianie strachu, a wręcz paniki, próbują ugrać coś dla siebie pod pozorem ratowania przyrody. Jak się okazuje, rzadko upragnionym trofeum jest faktycznie dobro naszej planety. Na szczęście rzucane pod nogi kłody nie przeszkodziły w tym, by leśnicy świetnie wykonywali swoje zadania. Ich wynikami niedawno pochwaliło się jedno z polskich nadleśnictw.

Polskie lasy są w świetnej kondycji

Nadleśnictwo Bircza zaprezentowało na swojej stronie internetowej grafikę przedstawiającą sukcesy z zakresu przeprowadzanych przez Lasy Polskie nasadzeń. Jednocześnie zapraszało na wielkie narodowe sadzenie drzew, które odbyło się 2 i 3 października. Z tej okazji leśnicy w całym kraju mieli do rozdania ludziom w sumie milion sadzonek. Można było je odebrać nieodpłatnie we wszystkich nadleśnictwach w Polsce.

Jak zapewnia położone na terenie Nadleśnictwo Bircza, widoczne są ogromne postępy w procesie zwiększania lesistości Polski. To się z kolei przekłada na 29,6 procent powierzchni naszego kraju porośniętej właśnie lasami. Sama zaś akcja sadzenia drzew powtarzana jest już od pięciu lat.

Na udostępnionej w sieci grafice można przeczytać wielkie hasło “Sadzimy 1000 drzew na minutę”. Każdego roku ok. 750 milionów sadzonek w całym kraju pochodzi właśnie od Lasów Polskich. Leśnicy dbają o zrównoważoną hodowlę gatunków drzew iglastych oraz liściastych w prowadzonych przez siebie szkółkach. Spośród gatunków iglastych najczęściej pojawia się sosna, z kolei wśród drzew liściastych dominuje popularność dębów.

Akcja #sadziMY jest doskonałą okazją, by pokazać społeczeństwu, że pracownicy Lasów Polskich nie są bezdusznymi robotami, które bezmyślnie wycinają hektary drzew. To osoby, które wykonują przemyślaną i mądrze zaplanowaną pracę i, mimo prowadzonych wycinek, powierzchnia kraju przeznaczona na lasy wciąż rośnie.

Fundacja, która rzuciła wyzwanie

Funkcjonuje w Polsce pewna fundacja, która stara się za wszelką cenę udowodnić, że nie można ufać pracownikom Lasów Polskich. Fundacja ta cieszy się dość dużą popularnością, jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że jej rzeczywistym celem jest zdobycie dla siebie materialnych profitów, a przynajmniej rozgłosu. 

Przedstawiciele tej fundacji wychodzą z założenia, że narracja Lasów Polskich jest z gruntu fałszywa. Ich zdaniem leśnicy wciąż bezwzględnie wycinają kolejne drzewa, zagrażając polskim lasom. Fundacja Dziedzictwo Przyrodnicze – bo o niej mowa – pod przykrywką hamowania wycinki chce zyskać coś więcej. Wystarczy spojrzeć na biznesową przeszłość Antoniego Kostki, reprezentującego FDP. Zamienił on fundację w maszynkę do robienia pieniędzy. A do tego celu świetnie nadają się bezduszni leśnicy i rozdzierające serce historie przyrodnicze, nawet jeśli są zmyślone.

Jednym z przykładów pomysłów Kostki jest sprawa z gawrami, która finalnie trafiła do sądu. Dotyczy wycinki drzew, która zagraża potencjalnym miejscom gawrowania niedźwiedzi. Już od kilku miesięcy zaplanowana dawno temu standardowa wycinka jest blokowana z powodu POTENCJALNYCH gawr. Takie ocierające się o absurd podejście sprawia, że leśnicy nie mogą wykonywać swoich obowiązków. A przecież poziom zalesienia rośnie mimo wszystkich prowadzonych w Polsce wycinek.

Co z tymi gawrami?

Sprawa ma swój początek w 2020 r. Wtedy to Bieszczadzki Park Narodowy zgłosił do Nadleśnictwa Lutowiska listę zawierającą lokalizacje miejsc gawrowania niedźwiedzi na obszarze należącym do Leśnictwa Hulskie. Niezwłocznie wykonano lustrację terenową, która wykazała, że w danych miejscach nie było nawet śladów niedźwiedzi. Na tym jednak sprawa się nie zakończyła.

Pojawiły się kolejne lustracje terenowe, a Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska w Rzeszowie rozpoczęła postępowanie administracyjne ws. utworzenia strefy ochrony niedźwiedzia brunatnego. Działania te znów potwierdziły, że praca leśników nie zagraża gawrującym niedźwiedziom. Strefy jednak powstały, dodatkowo założono tam monitoring. Ten także nie potwierdził obecności niedźwiedzi.

Brak przeciwwskazań pozwolił na rozpoczęcie planowanych działań w lasach. I to obudziło reakcję przeciwników leśników. Najpierw pojawił się artykuł w “Gazecie Wyborczej”, mówiący o tym, że Lasy Polskie “tną na potęgę”. Kolejne lustracje i kolejne wycinki sprawiły, że do głosu doszła także Fundacja Dziedzictwo Przyrodnicze, na czele z Antonim Kostką. Posypały się kolejne tendencyjne artykuły w mediach, również zagranicznych, a sprawa trafiła do sądu i ciągnie się tam do dziś. Tylko czy naprawdę o niedźwiedzie tu chodzi, skoro wszystkie lustracje terenowe udowodniły, że nie ma zagrożenia dla tych zwierząt?

Biznesowe pomysły Fundacji Dziedzictwo Przyrodnicze

Wystarczy dobrze prześledzić działalność fundacji oraz Antoniego Kostki, by zdać sobie sprawę z tego, że dla nich wszystko jest przede wszystkim świetnym interesem. Kolejnym dobrym przykładem może być rzekome gniazdo Orlika Krzykliwego, które niespodziewanie zostało odnalezione na jednym z drzew należących do leśników i przeznaczonych do wycinki. Takie znalezisko wymagało, zdaniem fundacji, utworzenia strefy ochrony gatunku, a najlepiej wielu takich stref. Na szczęście nadleśnictwo szybko wyczuło, że coś tu jest nie tak.

Ekspert ornitolog wykazał, że problematyczne gniazdo jest tak naprawdę wytworem człowieka, nie ptaka. Świadczy o tym z jednej strony budowa (równo przycięte gałązki, brak jakichkolwiek śladów bytowania ptaków), z drugiej zaś jego położenie, między drzewami i w takim miejscu, że orlik krzykliwy nawet nie miałby możliwości, by wlecieć do danego gniazda. Sprawa znalazła swój finał w sądzie, który ostatecznie potwierdził, że gniazdo jest dziełem człowieka. Zanim jednak wyrok zapadł, FDP zebrało niemałe pieniądze dzięki internetowej zbiórce. Na tej zbiórce zbierano środki na utworzenie strefy ochronnej orlika krzykliwego. Zdaniem fundacji powstanie jednego takiego miejsca to koszt 1200 zł. Trudno jednak realnie uzasadnić tę kwotę, gdyż – jak informuje RDOŚ w Rzeszowie – rzeczywiste utworzenie takiej strefy okazuje się bezpłatne.

Orlik krzykliwy nie jest jedynym zwierzęciem, dla którego ochrony tworzono zbiórki. Nie wiadomo też, na co dokładnie zostały przeznaczone środki tak zebrane, skoro chronić gatunki można za darmo.

Antoni Kostka ma na swoim koncie także inne “sukcesy” biznesowe. Mężczyzna stworzył własną linię soków jabłkowych. I to nie byle jakich, bo pochodzących (rzekomo) z samego serca bieszczadzkiego lasu. 

Szybko okazało się, że jego sok jest zdrowy tylko na etykiecie. Specjalna ekspertyza wykazała, że tak zachwalony wyrób ma przekroczoną normę pestycydów wiele razy. To dość podejrzane jak na pradawne gatunki owoców, które rosną w tak dziewiczych miejscach, że samochody z nawozami chemicznymi nawet nie przejeżdżały obok. I tym sposobem złoty interes – soki kosztowały krocie – trzeba było zakończyć.

Zobacz także: Nadleśnictwo Bircza podlicza straty wywołane przez ekoaktywistów

swiatrolnika.info 2023