Blog
30-12-2022
Ostatnie dni w rolnictwie upłynęły pod znakiem sporu wokół tematu kolejnego przedłużenia memorandum na pasze GMO przez polski parlament.
Zwolennicy maksymalnego wydłużenia okresu obowiązywania memorandum wskazują, że możliwość skarmiania poekstrakcyjnej śruty sojowej przez zwierzęta jest czynnikiem limitującym wielkość produkcji. Mają rację.
Pasze GMO uzupełniają niedobory
Dostępność oraz przystępność cenowa pasz białkowych jest jednym z podstawowych czynników, które stanowią o możliwości prowadzenia produkcji zwierzęcej. Zwolennicy wydłużenia okresu memorandum na pasze GMO słusznie podnoszą, że obecnie w krajowym bilansie paszowym występuje znaczący niedobór białka. Paszą, która ten niedobór uzupełnia, jest importowana do Polski soja oraz wytwarzana z niej poekstrakcyjna śruta sojowa.
W myśl procedowanych przepisów dokładnie za rok stracilibyśmy możliwość korzystania z tego źródła białkowej paszy. Musielibyśmy sięgnąć po tą drogą i trudno dostępną na rynkach zagranicznych śrutę sojowej niemodyfikowaną genetycznie. Jednocześnie trudno myśleć o możliwości zaspokojenia ogromnych krajowych potrzeb taką paszą, co mogłoby doprowadzić do nie tylko znacznego wzrostu cen pasz dla trzody chlewnej i drobiu, ale także problemów z jej dostępnością. Alternatywą mogłyby być stosowanie roślin białkowych produkowanych w Polsce.
Organizacje zgromadzone wokół inicjatywy #HodowcyRazem podnoszą jednak, że obecnie nie jest możliwe całkowite zastąpienie sprowadzanego białka sojowego krajowymi nasionami roślin strączkowych, ze względu na graniczne udziały tych pasz w dietach (dopuszczalne ilości), szczególnie w mieszankach paszowych dla młodego drobiu i młodych świń, a także ze względu na nadmierną zawartość węglowodanów strukturalnych (włókna) oraz substancji antyżywieniowych (alkaloidy, taniny).
Wszystko to sprawia, że wprowadzenie zakazu bez wątpienia miałoby szereg niekorzystnych skutków jak: wzrost cen pasz dla drobiu, trzody chlewnej, bydła, spadek dostępności pasz, spadek poziomu produkcji realizowanej obecnie w Polsce oraz wzrost cen mięsa wytwarzanego w Polsce.
Zobacz też: Ardanowski: Polskie pasze muszą zastąpić soję GMO
Skąd ten pomysł?
Warto więc zadać sobie pytanie, dlaczego powstał pomysł dokonania skrócenia okresu memorandum na pasze GMO do roku? Czy osobom, które odpowiadały za stworzenie tego projektu, można zarzucić złą wolę, niekompetencję lub krótkowzroczność? Paradoksalnie, zdecydowanie nie. Jest wręcz przeciwnie.
Kwestia bezpieczeństwa żywnościowego rozumianego także w kontekście zabezpieczenia możliwości realizacji ciągłej produkcji rolnej w Polsce jest obecnie kwestią fundamentalnie istotną. Pandemia SARS COV-2 oraz wojna na Ukrainie, spowodowały zerwanie łańcuchów dostaw oraz zmianę w funkcjonowaniu globalnych rynków. Wszyscy pamiętamy problemy z transportem morskim, lądowym, rosnącymi kosztami przewozu oraz frachtu. Sytuacja ta, powinna wywołać w nas refleksję dotyczącą tego – co zrobić, aby być bardziej odpornym na takie problemy. Jak wyżywić utrzymywane przez nas zwierzęta, utrzymać opłacalność produkcji a finalnie – dalej być w stanie produkować żywność w cenie przystępnej dla polskiego konsumenta. Myślę, że ta właśnie dalekowzroczność kierowała autorami zmian.
Polska jest krajem o bardzo dużym potencjale do prowadzenia produkcji roślinnej, a jednocześnie w tak duży stopniu nasze możliwości produkcyjne dot. produkcji zwierzęcej uzależnieniami od możliwości zakupu paszy z zagranicy.
Zwiększenie produkcji roślin białkowych
Bez wątpienia należy podjąć działania na rzecz zwiększania produkcji roślin białkowych w Polsce oraz możliwości ich wykorzystania w żywieniu zwierząt – szczególnie monogastrycznych.
I co ciekawe – od wielu lat to robimy. Wszyscy wielokrotnie słyszeliśmy o realizowanym w Polsce “Programie białkowym”, którego celem jest właśnie zastąpienie soi, roślinami białkowymi produkowanym przez polskich rolników. Prowadzone są badania, testowane modele płatności dodatkowych, niestety sytuacja się nie poprawia. Co więcej – problemów przybywa. Rolnicy manifestują brak zainteresowania podmiotów skupowych zakupem produkowanych przez nich roślin białkowych. Oczywiste, że dla producentów pasz rozwiązaniem łatwiejszym jest zakup dużych, jednolitych partii soi, a nie prowadzenie skupu roślin białkowych produkowanych w Polsce. Jednak takie rozwiązanie byłoby korzystne z punktu widzenia polskich producentów roślin białkowych a z punktu widzenia naszego dalekowzrocznego bezpieczeństwa – także z punktu widzenia polskiego konsumenta. Dochodzi jeszcze kwestia odpowiedniej technologii.
Proponowane, skrócenie okresu trwania memorandum na pasze GMO, było próbą wymuszenia na firmach paszowych zajmujących się produkcją pasz, zwrócenia się w stronę polskiego rolnika. Czy była to próba zbyt gwałtowna, a my wciąż nie jesteśmy na to gotowi? Możliwe. Mam jednak nadzieję, że sytuacja, którą teraz obserwujemy stanie się asumptem do przerwania trwającego od wielu lat patu w tym obszarze, uporządkowania tej kwestii a ostatecznie – celem dla polityków, firm paszowych, producentów roślin białkowych będzie stworzenie warunków umożliwiających prowadzenie w Polsce dalszej, opłacalnej produkcji zwierzęcej.
Pomysłów na uregulowanie tej kwestii jest wiele. Rok wyborczy, który przed nami i gorące nastroje panujące w Sejmie nie zawsze sprzyjają merytorycznej dyskusji i wypracowywaniu rozsądnych propozycji, ale trwająca burza pokazała, jak istotne jest wypracowanie kompromisu i swojego rodzaju systemu bezpieczeństwa białkowego dla polskich rolników zajmujących się utrzymywaniem zwierząt. A bez silnego, zasobnego, bezpiecznego rolnictwa nie można mówić o bezpieczeństwie żywnościowym.