Blog
18-03-2023
Działania, które są podejmowane wokół rolnictwa czy to na poziomie krajowym, czy to przez eurokratów na poziomie UE, nie są działaniami pro-rolniczymi.
Wręcz odwrotnie! Są to działania mocno anty-rolnicze, które w żaden sposób nie sprzyjają poprawie opłacalności prowadzonej produkcji rolnej, tylko mocno ograniczają samą produkcję rolną. Rolnicy są ludźmi, którzy chcą na rolnictwie zarabiać i z niego żyć w związku z czym protestują pokazując, że Europa potrzebuje własnej żywności.
Musimy bronić się przez szaleństwem eurokratów
Działania, które są podejmowane przez eurokratów na poziomie UE to na przykład cały „Nowy, zielony ład”, który z jednej strony – jak zapewniają unijni biurokraci – ma być taką piękną inicjatywą pro-środowiskową, z którą każdy człowiek byłby się w stanie zgodzić, w rzeczywistości są tylko pięknymi eko-hasłami, za którymi przepychane są przepisy, które mocno ograniczają działalność rolniczą, że wymienię tylko pomysł nakładania nowych podatków na mięso i produkty mięsne; pomysł zakazu promocji mleka; pomysł ograniczenia środków ochrony roślin; pomysł zwiększenia udziału ziemi odłogowanej etc.
W UE przygotowywane są przepisy pod hasłem „powrotu do natury”, czyli żeby odtworzyć wszystkie torfowiska i bagna, co oznacza w sposób bezpośredni odebranie tej ziemi rolnikom i „oddanie jej naturze”, czyli w praktyce zostawienie jej samej sobie.
Takich pomysłów jest dużo więcej. Ciężko nie wspomnieć o idei zakazu chowu klatkowego. Jeśli człowiek nie zna się na rolnictwie, to postulat ten może brzmieć całkiem fajnie. Jeśli jednak człowiek ma elementarne pojęcie o rolnictwie, hodowli, jeśli wie jak wygląda fizjologia zwierząt i jakie są realia produkcyjne, to okazuje się, że taki zakaz z dobrostanem zwierząt ma niewiele wspólnego, a jedynym jego celem jest walka z rolnictwem i hodowlą oraz ideologizowanie powszechnego podejścia do rolnictwa.
Rolnicy mają dość
Rolnictwo jest bardzo złożonym i bardzo skomplikowanym sektorem, gdzie czasem politykom czy dziennikarzom wydaje się, że wyłączenie bądź ograniczenie jednego sektora nie będzie miało wpływu na inne sektory – te ich zdaniem pozostaną w totalnej harmonii. Jest jednak zupełnie inaczej.
W związku z tym przekaz, który jest budowany, że protesty rolników wynikają wyłącznie z rosnących cen nawozów, jest przekazem wręcz ogłupiającym konsumenta i społeczeństwo, a jego zadaniem jest sprowadzenie rolnika do poziomu bardzo prostego człowieka, który generalnie o niczym więcej nie myśli, jak tylko o tym, żeby miał tanio, a to nie jest prawda.
Jeśli przyjrzymy się temu, co robi Unia Europejska, to zauważymy, że z jednej strony mamy do czynienia z nakładaniem na rolników ciągle nowych obostrzeń, nowych wymagań i sankcji, bo tak uważa komisarz Timmermans. Z drugiej zaś nikt nie martwi się o to, co dalej z bezpieczeństwem żywnościowym. Jednocześnie Unia Europejska otwiera się coraz szerzej czy to na umowy z krajami bloku Mercosur czy na umowę o handlu z Nową Zelandią. Coraz częściej na brukselskich korytarzach słyszymy też o tym, że umowa o wolnych handlu z Australią na produkty rolno-spożywcze również przybiera na prędkości i może zostać zawarta prędzej niż później.
Takich umów o wolnym handlu żywnością, które pozwolą na napływ zdecydowanie tańszej żywności, produkowanej poza granicami UE, do UE jest coraz więcej i to przeraża, ponieważ UE za to, że będzie tam mogła sprzedać jakieś swoje technologie, bądź produkty typu elektryczne samochody, sprzedaje rolnictwo. Jest to co najmniej dziwne, ponieważ w świetle tego, że trwa wojna na Ukrainie, która jednoznacznie pokazała, jak ważne jest zachowanie bezpieczeństwa żywnościowego, to okazuje się, że UE zamyka na to oczy, bagatelizuje problem i powoli doprowadza do tego, że za kilka, kilkanaście lat możemy mieć z żywnością taki sam problem jak mieliśmy ostatnio z gazem. Krótko mówiąc: uzależnimy się od dopływu taniej żywności spoza UE, ponieważ europejscy rolnicy będą produkowali żywność w takim „reżimie ekologicznym”, że jej cena będzie wielokrotnie wyższa i stać na nią będzie jedynie najbogatszych.
Musimy walczyć o polskie rolnictwo
Musimy głośno mówić w Polsce o tym wszystkim, co dzieje się w Holandii i wyciągać z tego wnioski. Holandia jest dzisiaj swego rodzaju poletkiem doświadczalnym dla komisarza Timmermansa, jeśli chodzi o wprowadzanie kolejnych eko-obostrzeń, eko-ograniczeń dla rolników. Timmermans w pewien sposób bada, jak wprowadzane przez niego mechanizmy działają, czy ludzie się buntują etc., po czym to, co wprowadzono w Holandii, jest realizowane na szczeblu UE. To szczególnie niebezpieczne dla nas – rozporządzenia UE trzeba wprowadzać w sposób bezpośredni w określonym czasie. Nie ma miejsca na interpretację unijnych przepisów w sposób krajowy, tylko trzeba je wprowadzić do krajowego prawodawstwa co do literki.
Nie jest żadnym odkryciem, że w Polsce mamy wiele problemów z rolnictwem i faktycznie musimy realnie o nie dbać, ale musimy mieć też świadomość, że jeżeli nie będziemy bardzo szeroko rozglądać się po Europie, jeśli nie będziemy patrzeć na to, co się dzieje w Holandii, Belgii czy Francji, to nie będziemy odpowiednio przygotowani na obronę przed eurokratami.
Nie można się jednak załamywać, trzeba działać. Jeśli polscy rolnicy nie zaczną współpracować na większą skalę z rolnikami z Belgii, Holandii, Francji czy Niemiec będzie jeszcze gorzej. Niestety, ale sami wiele nie możemy tutaj zmienić. Potrzebna jest prawdziwa solidarność rolników w Europie.
Pełna treść wypowiedzi dostępna na stronie PCh24
Zobacz też: Unijne pomysły to atak na rolnictwo, a nie ochrona przyrody