Informacje
09-04-2019
Ministerstwo dobija hodowców. Media pastwią się nad rolnikami, nazywając ich „śmierdzącymi sąsiadami”. Nadchodzi ustawa odorowa!
„Koniec ze "śmierdzącymi" sąsiadami? Trwają pracę nad ustawą odorową”- poinformował Business Insider Polska. „Ustawa odorowa w konsultacji. Cuchnące sąsiedztwo będzie bardziej oddalone” - podjęli dalej temat w Gazecie Wrocławskiej i innych mediach, które prześcigały się w stygmatyzowaniu hodowców zwierząt nazywając ich śmierdzielami.
„Koniec ze "śmierdzącymi" sąsiadami? Trwają pracę nad ustawą odorową”- poinformował Business Insider Polska. „Ustawa odorowa w konsultacji. Cuchnące sąsiedztwo będzie bardziej oddalone” - podjęli dalej temat w Gazecie Wrocławskiej i innych mediach, które prześcigały się w stygmatyzowaniu hodowców zwierząt nazywając ich śmierdzielami.
Ministerstwo środowiska chce, by duże fermy były budowane w odległości co najmniej 500 metrów od zabudowań mieszkalnych. Mniejsze będą mogły być lokalizowane w zasięgu 270 metrów. Przepisy mają wejść w życie 1 lipca 2019 r.
Jeszcze 20 lat temu nikomu nie przyszłoby do głowy, że rząd będzie niszczył przedsiębiorczość hodowlaną na wsi ze względu na to, że wieś pachnie wsią, a więc także gnojówką. Dzisiaj ustawa odorowa - jak celnie stwierdziła firma Wesstron zajmująca się wyposażeniem budynków inwentarskich takich jak chlewnie - jest „jednostronną i nieuczciwą, a wręcz upokarzającą, traktującą polskiego rolnika jak szkodnika”.
Na początku XX wieku w świecie artystów powszechna była chłopomania. Dziwna moda polegająca na mezaliansach w ożenkach i wtapianiu się w wiejskie życie ludzi miasta (wszyscy pamiętamy „Wesele” Wyspiańskiego). Nikt z ówczesnych mieszczuchów nie wyjeżdżał na wieś po to, by krytykować ją za typowe dla niej zapachy. Dzisiaj politykom, dziennikarzom i ludziom znających wieś jedynie z serialu Ranczo spodobała się agro-sielanka, ale przeszkadzają im kombajny pracujące nocą, poranne pielgrzymki z krowami tarasującymi drogę, a zwłaszcza nie bezwonny gnojownik, gnojówka i gnojownica (uwaga ludzie z miasta, każde z tych trzech podobnie brzmiących słów oznacza inną formę odchodów zwierzęcych). Pokłosiem tej wrażliwości jest ustawa odorowa, która zwalcza – jak jednogłośnie trąbią media – „śmierdzących sąsiadów” (a więc ciężko pracujących hodowców, którzy sprawiają, że z trudem, ale Polska nadal utrzymuje pozycję lidera na rynkach światowych w produkcji mięsnej). Jak podaje Instytut gospodarki Rolnej, „Tylko w ubiegłym roku eksport artykułów rolno-spożywczych z Polski przekroczył 30 mld EUR, mając znaczny wpływ na kształtowanie się wskaźników towarowej produkcji rolnej w naszym kraju”. Według danych Głównego Urzędu Statystycznego aż 60,7% towarowej produkcji rolnej w Polsce stanowiły artykuły pochodzenia zwierzęcego.
Jak mantra i z uporem maniaka powraca w naszym kraju jeden dobrze zgrany refren. Kiedy nad Wisłą jakaś branża doskonale się rozwija (np. sektor mięsny czy hodowle zwierząt futerkowych) wtedy międzynarodowy lobbing przy wtórze polskich nadgorliwców w Warszawie ucina wystające z miernej wysokości plota wystające belki. Po co mają być liderzy, kiedy Niemcy i kraje tzw. Trzeciego Świata mogą importować nam wieprzowinę i wołowinę?
Za to najlepiej parcianą legislacją ministerstwa środowiska pokazują zapisy, której w praktyce przypominają scenę z „Misia” Barei.
Milicjant: No więc, co to jest teren zabudowany?
Kierowca: Co?... Teren zabudowany to jest minimum trzy budynki w odległości nie większej, jak piętnaście metrów.
Milicjant: Trzy prawda, w odległości prawda piętnastu metrów! A tu jest czternaście! Weźcie i zmierzcie sami, jeśli nie wierzycie milicji!
Żona kierowcy: On wierzy Panie milicjancie, on we wszystko wierzy! Bóg mnie pokarał takim głupim chłopem!
Kierowca: Ale trzy, a nie dwa. Chyba, że tego tam też należy uważać za dom.
No właśnie, główny zapis ustawy mówi o tym, że 500 metrów lub 270 od najbliższego zabudowania mieszkalnego. Ergo, polska wieś w większości jest wyludniona, w połowie domów (zwłaszcza na ścianie wschodniej) mieszkają ludzie starsi, inne stoją puste. Ale pustostan w formie rudery z dziurawym eternitem na środku nieużytków figurujący w urzędzie gminy jako dom mieszkalny będzie blokował dookoła siebie po pół kilometra w każdą stronę. Delikatnie ujął ten absurd Instytut Gospodarki Rolnej.
"Obawy Instytutu Gospodarki Rolnej dotyczą w szczególności funkcji pełnionej w ww. przepisie przez pojedyncze (często niezamieszkałe) zabudowania mieszkalne lub mieszane stanowiące w myśl prawa budynki mieszkalne. Jednocześnie proponujemy, aby rozważyć kwestię ustanowienia zdefiniowanych odległości prowadzenia chowu i hodowli zwierząt gospodarskich od zabudowań w odniesieniu od zabudowy zwartej, skoncentrowanej w myśl przepisów kodeksu urbanistyczno-budowlanego."
Jeszcze delikatniej IGR ujął kwestię dobicia rolników, którzy dotąd mieli szansę na rozwój, przebudowę lub przebranżowienie swojej działalności (np. na stricte hodowlaną). Przy nowych zapisach, rolnicy prawdopodobnie wybiorą trzecią drogę – porzucenie rolnictwa, a ich dzieci wyjazd z Polski lub przynajmniej ucieczkę ze wsi. Wtedy z chęcią przyjadą tu mieszkańcy miasta, a Polska – i tak dobita po materiale TVN o ubojni z Mazowsza – będzie mogła skupić się na imporcie zagranicznego mięsa, a wkrótce także mleka.
Daria Plewa
Robert Wyrostkiewicz