Informacje
25-05-2017
Wiele wskazuje na to, że czeka nas kolejna odsłona antypolskiej polityki Pragi. Republika Czeska przyzwyczaiła polskich producentów żywności do swojej protekcjonistycznej polityki rolno-spożywczej i panicznego strachu przed konkurencyjnymi produktami z naszego kraju. Na przestrzeni ostatniej dekady jak mantra do agendy naszych relacji wracają jaja, mięso, wyroby cukiernicze i herbata.
Wiele wskazuje na to, że czeka nas kolejna odsłona antypolskiej polityki Pragi. Republika Czeska przyzwyczaiła polskich producentów żywności do swojej protekcjonistycznej polityki rolno-spożywczej i panicznego strachu przed konkurencyjnymi produktami z naszego kraju. Na przestrzeni ostatniej dekady jak mantra do agendy naszych relacji wracają jaja, mięso, wyroby cukiernicze i herbata.
Praktyka stosowana przez władze czeskie niejednokrotnie stała w sprzeczności z prawem unijnym. Nasi sąsiedzi nie przejmują się zbytnio zakazem dyskryminacji ze względu na pochodzenie, który legł u podstaw swobodnego przepływu towarów. Wrogość wobec wwozu żywności z Polski jest tym gorętsza, im gorzej ma się czeska produkcja. A z tą jest w ostatnich latach źle.
Praga od lat posiłkuje się argumentem o rzekomej niskiej jakości polskich towarów. Nie zważa ona na fakt, że wszystko, co Polacy produkują dla odbiorców unijnych, spełnia te same bardzo wyśrubowane normy jakościowe. Jednak w 2014 strona czeska otrzymała odgórne polecenie wzmożenia kontroli wwożonej żywności, ale tylko tej z Polski. Tymczasem popyt na polskie produkty w Czechach wciąż rośnie. W Unii Europejskiej jedynie Włosi pozostają większym od Czechów odbiorcą polskiego mięsa. Jeżeli weźmiemy pod uwagę całość polskiego eksportu, to Czesi są naszym trzecim największym odbiorcą (po Niemcach i Brytyjczykach). Co roku miliony jaj dociera za naszą południową granicę. Postrzega się je tam jako ekologiczne, smaczne i atrakcyjne cenowo.
Sytuacja ta nie podoba się czeskim politykom, którzy od lat otwarcie krytykują polską żywność, niejednokrotnie posługując się przy tym kłamstwem. Wyciągnięcie wobec nich konsekwencji prawnych jest - oczywiście - możliwe, ale wymaga podjęcia ryzyka znaczącego pogorszenia naszych relacji w ramach Grupy Wyszehradzkiej. Nie chce tego żaden polski rząd, wiec na powtórkę słynnej sprawy Buy Irish raczej nie możemy liczyć. Z drugiej strony antagonizm czeski wobec Polski może urosnąć po jesiennych wyborach parlamentarnych nad Wełtawą.
Według najnowszych sondaży liderem w wyścigu o władzę pozostaje partia ANO Andreja Babisa. To jego niejasne interesy i powiązania finansowe niemalże doprowadziły do dymisji rządu premiera Sobotki. To on dotychczas był de facto drugą osobą w państwie. To on też stoi za większością antypolskich gestów ze strony Czech. Teraz ma szansę na sięgnięcie po samodzielną władzę i premierostwo. Dla Polski to zła wiadomość. Kilka lat temu to on nazwał polską żywność „gównem”.
Teodor Korzeniowski/fot. pixabay.com