O tym co ważne dla polskiej wsi.

Czyste powietrze czysty zysk Czyste powietrze czysty zysk
Talk icon

Informacje

05-11-2019

Autor: Artur Hampel

Artur Hampel: Monokultury świerkowe w Puszczy Białowieskiej? Jeden z mitów, który pomagał zniszczyć las

Artur Hampel: Monokultury świerkowe w Puszczy Białowieskiej? Jeden z mitów, który pomagał zniszczyć las

Co jakiś czas powraca w dyskusjach temat rzekomych monokultur świerkowych w Puszczy Białowieskiej, co miało stanowić błąd hodowlany byłych leśników, a poskutkować w późniejszym okresie gradacją kornika drukarza i brakiem możliwości skutecznej z nim walki.

Jest to jeden z najniebezpieczniejszych mitów, jaki opanował przestrzeń publiczną w latach 2016 - 2018 a wdrożenie tego

mitu w życie miało za zadanie wesprzeć działania aktywistów w "ratowaniu Puszczy" polegającej (o zgrozo!) na blokowaniu akcji zwalczania kornika a nawet objęcia go swoistym moratorium polegającym na bezwzględną, ponadczasową i całkowicie niezrozumiałą ochroną.

Rzeczywistość nie rysuje się jednak w kolorowych barwach, raczej w szarych a aktywiści zamiast pomóc ratować drzewa, sprokurowali i pociągnęli za sobą dynamiczny rozpad drzewostanów Puszczy Białowieskiej. Drzewostanów na dodatek nie tylko świerkowych małych fragmentach, ale przede wszystkim drzewostanów  mieszanych.

Zacznijmy od tego, że nie każdy świerk w Puszczy Białowieskiej był posadzony ręką ludzką, choć te, które dotrwały do gradacji w większości były drzewami posadzonymi przez człowieka.
Nijak się też mają w tym miejscu hasła o „dziewiczej Puszczy”, z którymi to ci sami aktywiści wychodzili w przestrzeń publiczną krajową i zagraniczną.

Przyjrzyjmy się jednak jak wyglądała struktura gatunków panujących w Puszczy Białowieskiej jeszcze przed rozpadem drzewostanów.

W Nadleśnictwie Białowieża udział świerka wynosił około 31%, w Nadleśnictwie Browsk około 21% natomiast w Nadleśnictwie Hajnówka około 27%.

Co jest w tym najbardziej istotne, to fakt, który był skrzętnie pomijany i wprowadzał wielu ludzi w błąd, w tym także leśników z całej Polski, którzy Puszczy nie widzieli tutejszych lasów, ale ulegli medialnej i pseudoekologicznej narracji mówiącej o monokulturach świerkowych w Puszczy.

Ten skrzętnie ukrywany fakt stanowi, iż zdecydowana większość świerka występowała w mniejszym bądź większym zmieszaniu z innymi gatunkami tworząc drzewostany najbardziej pożądane, czyli drzewostany mieszane. Głównie świerk występował wraz z sosną, dębem,  olchą i osiką w zależności od zajmowanego siedliska. Nie brakowało też takich domieszek jak lipa, czy klon. Były to również w znaczącej przewadze drzewostany wielopiętrowe, gdzie w dolnym piętrze rosły głównie graby, klony, jarzęby, brzozy, dęby i młode pokolenie świerków.

Litych świerczyn w Puszczy Białowieskiej praktycznie nie ma i nie było. Nie w rozumieniu monolitycznych drzewostanów, o jakich można mówić na przykład w przypadku sośnin Puszczy Noteckiej, czy Borów Tucholskich.

Nawet w miarę lite świerczyny w Puszczy Białowieskiej, które obejmowały swoim zasięgiem jednostkowo kilka hektarów nie wpisują się w definicję monokultury, gdyż po pierwsze, nie były one całkowicie litymi świerczynami a po drugie, otoczone były drzewostanami o zupełnie innym składzie gatunkowym (grądy, olsy, lasy mieszane, wilgotne, etc… ).

Dlaczego wywołano mit "monokultur"?

W połączeniu z twierdzeniami - „posadzono pod sznurek", miało to wywrzeć i wywarło negatywną interakcję sporej części społeczności w odniesieniu do pracy leśników i ich rzekomego "braku znajomości przyrody".


Co ciekawe, równolegle te same środowiska rozgłaszały treść „Puszcza Białowieska nietknięta ludzką ręką. Dziewicza Puszcza jest wycinana”.

Był to "mit wytrych", który stygmatyzował leśników jako tych "złych", zaś aktywistów wspieranych przez garstkę roszczeniowych naukowców miał za zadanie przedstawiać w aureoli "zbawicieli Puszczy Białowieskiej". "Zbawicieli" przede wszystkim przed leśnikami. Taka narracja sugerowała poniekąd, że leśnicy ingerowali w Białowieski Park Narodowy, co znamienna większość społeczeństwa tak właśnie to rozumiała.


Przygotowana skrupulatnie narracja i wprowadzany chaos informacyjny przez aktywistów i zaprzyjaźnione z nimi media nie rezygnowały z tej dezinformacji utrzymując swoich odbiorców w błędzie. Wszystko po to, by pokazać leśników w jak najgorszym świetle.


Wielu ludzi podatnych na manipulację nawet nie dostrzegło podwójnej narracji, natomiast ulegali podtekstowi politycznemu. To wystarczyło, by zaczęli wspierać aktywistów nie tylko mentalnie i osobowo, ale również finansowo, nie zagłębiając się w to, co tak naprawdę dzieje się z lasami Puszczy Białowieskiej, i w to, jak bardzo szkodliwe dla Puszczy Białowieskiej i społeczności zamieszkującej ten region są działania aktywistów.

 

Gradacja została sprokurowana

Na dzień dzisiejszy nie ma żadnej wątpliwości co do tego, że największa znana do tej pory gradacja kornika drukarza w Puszczy Białowieskiej została sprokurowana i podtrzymywana decyzjami administracyjnymi.

Na pierwszy ogień poszedł Rezerwat Krajobrazowy Władysława Szafera w roku 2008.

Krótko o samym rezerwacie. Rezerwat biegnie wzdłuż obu stron drogi wojewódzkiej nr 689 pomiędzy Hajnówką a Białowieżą. Jego obecny obszar to około 1344 hektary.

Istotnym jest jednak przedmiot ochrony rezerwatowej, a są to łęgi, olsy, grądy, bory sosnowe i... uwaga... bory świerkowe!

Warto i trzeba nadmienić, iż w rezerwatach przyrody nie tylko dopuszczalna jest ochrona czynna zbiorowisk roślinnych, ale niekiedy jest wręcz konieczna, jak choćby w przypadku występowania tak ekspansywnego owada jakim jest kornik drukarz, gdzie dotychczasowa wiedza leśna w sposób wybitny i jednoznaczny jest w stanie przewidzieć skutki braku podjęcia walki z tym owadem.

W roku 2008 doszło do kuriozalnej sytuacji, w której do procedowania przy wydawaniu decyzji administracyjnej dopuszczono organizację pod nazwą Pracownia na rzecz Wszystkich Istot reprezentowaną w tej konkretnej sprawie przez Adama Bohdana.

To za jego pośrednictwem z ramienia wspomnianej organizacji pozarządowej były składane wnioski o nieusuwanie drzew zasiedlonych przez kornika we wspomnianym rezerwacie. Początkowo było to kilkadziesiąt sztuk. Na decyzję wyrażającą zgodę na usunięcie tych drzew nadleśnictwa się nie doczekały. Nie doczekały się też na usunięcie kolejnych ognisk gradacyjnych. Czekały na decyzję aż do roku 2009. Przez cały okres wydzielania się drzew trocinkowych (zasiedlanych świeżo przez kornika drukarza), czyli od wiosny do jesieni 2008 roku, właściwy organ do wydania decyzji administracyjnej takiej decyzji nie wydawał z powodu składanych wniosków przez wymienioną organizację.

Organem władnym wydania decyzji o usunięciu zainfekowanych drzew była wówczas Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska, która przekazała decyzyjność w tej konkretnej sprawie Dyrektorowi Generalnemu Ochrony Środowiska. Pierwsze decyzje, na dodatek odmowne co do walki z kornikiem, pojawiły się dopiero w roku 2009, gdzie kornik zdążył się już się rozmnożyć stwarzając kilkadziesiąt nowych ognisk gradacyjnych i powodując pierwszą fazę zamierania świerków w Puszczy Białowieskiej na szerszą skalę, w tym zamierania pomników przyrody chronionych prawem. Łupem kornika zaczęły padać inne wiekowe i ogromne świerki oraz młodsze sąsiednie drzewa.

Odmowne decyzje wydawane były na różnych obszarach objętych ochroną rezerwatową aż do roku 2016. Nie wolno leśnikom było walczyć również z kornikiem w tak zwanych "drzewostanach ponadstuletnich", które niemal równomiernie są (były) rozmieszczone na obszarze całej Puszczy Białowieskiej, a w których świerk miał znaczący udział gatunkowy.

Leśnicy starali się jednak walczyć z kornikiem na pozostałych obszarach, co niestety równało się pracy Syzyfa, choć ograniczało populację kornika.

Do eksplozji gradacji doszło po roku 2012, gdzie decyzją ówczesnego ministra środowiska, po naciskach aktywistów i części grona naukowego obniżono znacząco "etat cięć", czyli możliwą masę do pozyskania przez puszczańskie nadleśnictwa.

Biorąc pod uwagę fakt, że jedyną skuteczną metodą walki z kornikiem drukarzem jest usunięcie zasiedlonych świerków, ta niezrozumiała decyzja ministra obiegająca poniekąd akty prawne, wraz z objęciem swoistą ochroną kornika w rezerwatach i drzewostanach ponadstuletnich, wytrąciła z rąk leśników ostatecznie możliwość zapanowania nad rozpadem drzewostanów w Puszczy Białowieskiej.
Nastąpił nieodwracalny proces dynamicznego rozpadu.

Po roku 2018 ubytek jednego z gatunków panujących stał się na tyle duży, iż po pierwsze, zostały na długie lata zachwiane całe ekosystemy a po drugie, zaczęło dochodzić do efektu domina, czyli zamierania innych gatunków drzew, jak choćby sosny, wywracania się wiekowych dębów, osik i brzóz wskutek nagłej zmiany warunków wietrznych. Zaczęły pojawiać się inne owady w znaczących ilościach powodujące zamieranie drzew, głównie sosny. Mowa tutaj o przypłaszczku granatku oraz korniku ostrozębnym.

Wiele obszarów opanował trzcinnik, trawa tworząca darń uniemożliwiającą na długie lata odnowienie naturalne jakimkolwiek gatunkiem drzewa.

Z rozmów z leśnikami, ale przede wszystkim robotnikami leśnymi wynika, iż świerki w Puszczy Białowieskiej przed rokiem 2008 nie były wcale takie podatne na dynamiczny rozwój kornika drukarza. Mówią oni nawet, że Puszczę cechowała wręcz pewnego rodzaju odporność. Przy czym, gdy pojawiały się skupiska tego owada wycinano świerki w ilości od kilku do kilkudziesięciu sztuk w odpowiednim czasie, zgodnie ze sztuką leśną a kilkuarowe gniazda odnawiano gatunkami dopasowanymi do danego siedliska. Tym sposobem sukcesywnie przebudowywano drzewostan w sposób zrównoważony, wpływając jednocześnie na jego zróżnicowaną strukturę wiekową i gatunkową, czyli najbardziej optymalną do utrzymania stabilności lasu i jego bioróżnorodności, kreując jednocześnie ową bioróżnorodność naśladując naturalne procesy lasotwórcze.

Dzisiaj w wielu miejscach możemy zaobserwować te gniazda młodych drzew liściastych, gdyż okalające je do tej pory świerczyny przestały istnieć niemal z dnia na dzień w wyniku gradacji.

Puszcza Białowieska dzisiaj

Ilość wiekowych świerków w Puszczy Białowieskiej jest już praktycznie kilkuprocentowa a kolejne świerki nadal ulegają kornikowi z powodu nałożonych ograniczeń przez Komisję Europejską oraz UNESCO.

Nie znaczy to jednak, że świerk się z Puszczy wycofuje, jak to wiele osób ze środowisk aktywistów i naukowych sugeruje. Młodsze świerki w Puszczy Białowieskiej, którymi kornik drukarz nie był zainteresowany są w doskonałej kondycji i cechują się przyzwoitymi przyrostami rocznymi, co raczej nie świadczy o wycofywaniu się tego gatunku z Puszczy. Pojawia się również odnowienie naturalne i nie widać, by młodym siewkom i młodemu pokoleniu przeszkadzały tak głośno wykrzykiwane obecnie hasła o katastrofalnych zmianach klimatycznych. Świerk w Puszczy rośnie i się samoistnie odnawia.

Mamy jednak do czynienia z istnym kuriozum pod postacią braku możliwości pozyskania drewna z zamarłych drzew, które muszą być usuwane przy drogach i szlakach turystycznych ze względów bezpieczeństwa i względów pożarowych.

Obecnie, zamiast drewno trafić na rynek i do mieszkańców, zalega w Puszczy Białowieskiej przy drogach i szlakach w ilości dziesiątek, a może już nawet obecnie setek tysięcy metrów sześciennych, generując straty ekonomiczne trudne do oszacowania, nie przyczyniając się przy tym do korzyści środowiskowych a już w ogóle do korzyści krajobrazowych.

Brak możliwości pozyskania drewna wiąże się z brakiem aneksu do Planu Urządzania Lasu. Jest to akt prawny, który umożliwia nadleśnictwom pozyskanie drewna i jego sprzedaż w sytuacji, gdy wyczerpał się dotychczasowy limit. Z wyczerpaniem takiego limitu mają właśnie do czynienia nadleśnictwa Puszczy Białowieskiej.

Nakładane ciągłe ograniczenia na te nadleśnictwa w zakresie pozyskania drewna generują niepotrzebne straty w środowisku, jego krajobrazie a przede wszystkim są niesłychanie uciążliwe dla mieszkańców regionu. Ograniczenia te nie są zresztą zrozumiałe ani pod kątem przyrodniczym a tym bardziej pod kątem ekonomicznym a już w ogóle nie są zrozumiałem pod kątem społecznym.

W odniesieniu do aneksu do PUL, po raz kolejny za każdym razem podnoszenia tego zagadnienia ingerują aktywiści i część naukowców, podnosząc wrzawę o rzekomej chęci "rżnięcia Puszczy przez leśników dla pieniędzy”, jednocześnie zagadnienie upolityczniając wytwarzając tym samym pewnego rodzaju klincz decyzyjny.

W przestrzeni publicznej pojawiają się na przykład takie głosy - "100 tys. drzew chcą znów wyciąć w Puszczy Białowieskiej. To zagłada gatunków chronionych" (OKO Press, maj 2019). Autor, pan Robert Jurszo jest jednocześnie powiązany z Pracownią na rzecz Wszystkich Istot, wspominanej już wcześniej.

Chcą wyciąć? Przecież są wycinane cały czas ze względów bezpieczeństwa. Chcą jedynie te wycięte zagospodarować a aktywiści poprzez swoistą manipulację wywołując pewnego rodzaju wspomniany już klincz sprowadzają normalną sytuację społeczno-gospodarczą do politycznych rozgrywek. Trudno się więc dziwić ministrowi środowiska, że decyzji o podpisaniu aneksu brakowało przed wyborami i brak nadal. Cierpią z tego powodu przede wszystkim mieszkańcy regionu, cierpi też Puszcza i jej krajobraz.

Obrazem zaś kpiny i przewrotności jest artykuł Adama Wajraka, „miłośnika i piewcy” gradacji, w Gazecie Wyborczej.

W artykule z dnia 3 października pod tytułem "Czarna księga PiS. Ekologia. Adama Wajraka requiem dla drzew” opłakuje autor wycięcie świerków w ilości około 180 tysięcy nie wspomniawszy ani słowem o tym, że między innymi i on bronił gradacji jak matka swoje dziecko, gdzie posługiwał się w czasie zabijania świerków przez kornika jakże znamiennym stwierdzeniem – „puszcza niech się zapuszcza”.

Adam Wajrak pisze w tym artykule między innymi - "Dziś staram się tam nie chodzić, by nie czuć bólu i wściekłości człowieka ograbionego, człowieka, któremu zniszczono coś, co kochał."

Nie wiem, co na to odpowiedzą mu mieszkańcy Białowieży i okolic.  A może i wiem, ale to nie nadaje się do mediów.

Artur Hampel

swiatrolnika.info 2023