Informacje
11-01-2020
W Polsce funkcjonuje podatek za poruszanie się chodnikiem. Sądowe nakazy zapłaty dla każdego mieszkańca sięgają od kilku do kilkunastu tysięcy złotych
Mamy polski patent na „dojenie” mieszkańców za chodzenie osiedlowym chodnikiem, a przejezdnych za chwilowe zatrzymanie samochodu na ulicy.
To dzieje się tu i teraz, w Zielonej Górze w spółdzielni mieszkaniowej „Kisielin”. Część mieszkańców postanowiła wykupić swe mieszkania na własność i od tego momentu stali się pieszymi, którzy nie mają prawa korzystać z chodników i parkingu tej największej w mieście spółdzielni mieszkaniowej. Z dnia na dzień „swoi” - członkowie spółdzielni stali się dla pana Prezesa, tylko "członkami", których można doić.
„Kisielin” ściga swych lokatorów i nie na żarty wysyła wezwania do natychmiastowej zapłaty, pozywa ich do sądu, a najbardziej, wedle oceny spółdzielni „zadłużeni”, otrzymali sądowe nakazy zapłaty na kilkanaście tysięcy złotych. Za co? To nie żart. Za chodzenie osiedlowym chodnikiem!
W amoku batalii przeciw wszystkim, prezes „Kisielina” prowadzi wojnę również z miastem Zielona Góra. Kilka miesięcy temu, zarząd pozwał władze miejskie o prawie milion złotych za chwilowy postój rodziców podwożących dzieci do osiedlowej szkoły, mieszczącej się na terenie spółdzielni. Sąd pierwszej instancji odrzucił roszczenia „Kisielina” w całości.
Spółdzielnia przegrała także w pierwszej instancji sprawy przeciw mieszkańcom osiedla, którzy nie mają zamiaru płacić żądanych kwot za „chodnikowe myto”. Zarząd pozostaje nieugięty i wysyła kolejne wezwania do zapłaty.
Wojna w Zielonej Górze trwa…
Źródło: polsatnews.pl/PP
Fot.pixabay.com