Wywiady
02-12-2022
Jarosław Malczewski w rozmowie z naszym serwisem odniósł się do problemów, z jakimi obecnie zmaga się polski sektor mleczarski.
Zdaniem prezesa Polskiej Grupy Mleczarskiej krajowy rynek spożywczy jest uzależniony od rynku unijnego, ponieważ tam przeciętnie lokujemy ponad 60% żywności. Zwrócił uwagę, że w interesie polskich eksporterów jest dalsza dywersyfikacja rynków ze wskazaniem na te dalekowschodnie. Podkreślił również, że polscy mleczarze powinni się konsolidować, zrzeszać i wspólnym głosem naciskać na polityków, by ci pomogli im się dostać na te rynki.
Malczewski: Sektor mleczarski działa w systemie naczyń połączonych
Ewa Zajączkowska-Hernik: Polski sektor rolno-spożywczy zanotuje rekord pod względem wartości eksportu – 40 miliardów euro to jest wartość naszego eksportu za 2022 rok. Problem polskiego sektora rolno-spożywczego polega na tym, że nasz rynek jest mało zdywersyfikowany. Głównym rynkiem odbioru naszych produktów spożywczych jest Unia Europejska. Co z dywersyfikacją rynku, dlaczego i czy w ogóle warto dywersyfikować rynki odbioru polskich produktów rolno-spożywczych i jak to zrobić?
Jarosław Malczewski: Całkowicie z tym się zgadzam, że polski rynek spożywczy jest uzależniony od rynku unijnego, ponieważ tam przeciętnie lokujemy ponad 60% żywności. Jeśli chodzi o eksport do krajów trzecich, to jest on po prostu bardziej opłacalny dlatego, że rentowność misji gospodarczych do krajów trzecich w stosunku do tego wewnątrz wspólnotowego jest o 20% wyższa. W związku z tym mamy również interes nie tylko polityczny, ale i ekonomiczny do tego, żeby przede wszystkim szukać rynków zbytu tych dalekowschodnich, afrykańskich i tam, gdzie są ogniska popytowe.
Ewa Zajączkowska-Hernik: Podczas targów Mleko-Expo w Warszawie spółdzielcy zwracali szczególnie uwagę na to, że o ile duzi producenci mleka są nastawieni na eksport, o tyle małe spółdzielnie produkują na rynek krajowy. Jednak są to naczynia powiązane, bo w momencie, kiedy na przykład zabrakłoby jakiegoś rynku np. chińskiego automatycznie zwiększa się ilość produktów na rynku krajowym i małe spółdzielnie mleczarskie po prostu są skazane na upadek.
Jarosław Malczewski: Zdecydowanie tak, cały sektor mleczarski działa w systemie naczyń połączonych i przede wszystkim to, że duzi jak eksporterzy tacy jak Mlekovita mają istotny udział między innymi w Chinach czy na tych rynkach dalekowschodnich, ale również wewnątrz Wspólnoty, to tak naprawdę poprawiają cenę mleka w ujęciu przeciętnym. W związku z tym to oni pracują również dla innych mleczarni, ponieważ rynek wewnętrzny oparty jest zasadniczo na sieciach handlowych. Natomiast sieci handlowe stanowią już prawie 60% rynku produktów szybkozbywalnych i w momencie, kiedy negocjują ceny z mleczarniami, indeksują te ceny do rynku światowego. Zatem opłacalność eksportu w pewien sposób rezonuje również na ten rynek krajowy, ponieważ ona wzmacnia kartę przetargową w rozmowach z sieciami handlowymi również mniejszych spółdzielni mleczarskich.
Ewa Zajączkowska-Hernik: Dywersyfikacja i reeksport to są takie zagadnienia, które łączą się z opłacalnością polskiej gospodarstw mleczarskich, ale i z marżą. Brak dywersyfikacji rynków i jednocześnie reeksport naszych produktów mleczarskich przez państwa Unii Europejskiej powodują, że my tę marżę tracimy. Co możemy zrobić, aby polscy mleczarze tą marżę odzyskali i żebyśmy to my bezpośrednio eksportowali do krajów trzecich, a nie przez Unię Europejską.
Jarosław Malczewski: Przede wszystkim konsolidować się i organizować w zrzeszenia oraz tworzyć jeden wspólny głos. Ten głos powinien być komunikowany do polityków, ponieważ ekspansja eksportowa, chociażby do Chin, Indii i krajów dalekowschodnich wymaga ścisłej synergii z politykami, Wynika to z faktu, że gospodarka czy też przemysł przetwórczy sobie poradzi sam, natomiast to pewnego etapu, dlatego że na tych rynkach polityka w zasadzie jest mechanizmem torującym drogę dla przedsiębiorców i w związku z tym należy również dbać o to, żeby nie utracić tych rynków zbytu. W branży pojawiają się już pewne przesłanki czy też komunikaty, że ze względu na pewną nierówność i brak tej kooperacji pomiędzy pewnymi gospodarkami może dochodzić do tarć, które doprowadzą do utraty tych rynków zbytu. Dlatego ważna jest polityka zagraniczna w kwestii zarówno dyplomacji konsularnej, jak i gospodarczej, ponieważ pewne tematy, które mogą zaistnieć w gospodarce, trzeba sygnalizować, zanim one już wystąpią.
Ewa Zajączkowska-Hernik: Kryzys energetyczny to również kwestia, która bardzo mocno dotyka sektor mleczarski. Czy pomysł rządowy maksymalnej ceny za kilowatogodzinę przy rocznym zużyciu w gospodarstwie do 3000 kWh to jest w ogóle jakakolwiek pomoc dla takiego gospodarstwa, czy kropla w morzu potrzeb?
Jarosław Malczewski: Zdecydowanie kropla w morzu potrzeb. Przeciętne gospodarstwo w Polsce liczy około 12,5-13 hektarów i zużycie energii elektrycznej jest na poziomie 1000 kWh miesięcznie. Zatem nawet w ujęciu przeciętnym ten limit wystarczy na 3 miesiące, natomiast później niestety energia elektryczna zdrożeje. Pomimo że ta składowa energetyczna w gospodarstwach rolnych też jest istotna, to trzeba zdać sobie sprawę, że na tym kolejnym łańcuchu przetwórczym odgrywa ona już zdecydowanie większą rolę. Mam tu na myśli, chociażby procesy energochłonne, a przy okazji kapitałochłonne takie jak produkcja odtłuszczonego mleka w proszku, która przy zapowiadanych podwyżkach cen nośników energii może być po prostu nieopłacalna. W momencie, kiedy będzie nieopłacalna, to proszkownie przestaną funkcjonować i pojawi się nadwyżka mleka, która ten rynek będzie niestety destabilizować. Obecnie szacuje się, że w Polsce rok do roku produkcja mleka wzrośnie o 2,5%. Natomiast odwołując się do czasów historycznych – do lat 2014-15 i okresu od 2004 roku do dziś – to nadprodukcja na poziomie 2% już potrafiła ten rynek zdestabilizować.
Oglądaj także: Ekspert: Sektor mleczarski potrafi dostosować się do każdych warunków