Blog
16-02-2023
Ukraińskie zboże od kilku miesięcy zalewa polski rynek. Niestety jest to skutek szeregu zaniedbań ze strony polskiego rządu.
Pierwotnie zboże z Ukrainy miało przepływać przez nasz kraj i trafiać do reszty świata, w szczególności do krajów afrykańskich, które najbardziej go potrzebują. Tak się jednak nie stało i duże wolumeny zboża pozostały na naszym rynku, destabilizując go i wpływając na jego ceny.
Polski rząd nie poradził sobie z napływem zboża z Ukrainy
Na wstępie chciałbym zaznaczyć, że z napływem niekontrolowanego napływu zboża nie radzi sobie nie tylko pan minister Kowalczyk, ale również z tym problemem nie poradził sobie polski rząd. Przespano moment, w którym zupełnie słusznie oczywiście pozwolono, aby ukraińskie zboże przez Polskę wypływało na świat, ale nie tak się umawialiśmy. Ukraińskie zboże miało płynąć przez Polskę tranzytem, miało trafiać do portów i potem do docelowych krajów, głównie Afryki Północnej, tam, gdzie to zboże jest tak naprawdę potrzebne. Dziś okazuje się, że organizacja tego tranzytu i organizacja załadunku tego ukraińskiego zboża na statki nie idzie tak, jak powinna. Tutaj zabrakło roli państwa, zabrakło troski i ktoś albo przez niekompetencję, niefrasobliwość lub zaniedbanie po prostu ten temat zostawił samemu sobie. Niestety w praktyce okazało się, że znaczna część tych zbóż zaczyna rozlewać się po Polsce. Jest to o tyle niekorzystne, że nałożyły się na to spadki cen zbóż na giełdach światowych.
Jednak Porozumienie, jak i AgroUnia zgadza się w jednym – Ukrainie należy pomagać. My Ukrainę wspieramy w walce z rosyjskim najeźdźcą, z barbarzyńcami z Moskwy. Natomiast bardzo źle na nasze stosunki wpływa sytuacja, kiedy ukraińskie zboże, zamiast być eksportowane i wypływać przez polskie porty na świat, zaburza nasz wewnętrzny rynek. Co mają zrobić rolnicy ze ściany wschodniej, gdzie przy cenie giełdowej pszenicy na poziomie dziś 1200-1250 złotych za tonę oni nie są w stanie sprzedać zboża drożej niż za tysiąc złotych. To już jest cena, która oznacza sprzedaż poniżej kosztów produkcji. Koszty produkcji w ubiegłym sezonie były najwyższe w historii kiedykolwiek.
Pamiętamy wypowiedź pana wicepremiera, ministra rolnictwa Kowalczyka, który nawoływał w czasie żniw, abyśmy nie sprzedawali zbóż, abyśmy wstrzymali się ze sprzedażą rzepaku, ponieważ będą one drożeć i zarobimy na ich sprzedaży wiosną. Wielu rolników tak zrobiło, ufając zapewnieniom rządu. Przecież wielu rolników jeszcze niedawno popierało Prawo i Sprawiedliwość i ten rząd, a więc uznali, że jest to nawoływanie wiarygodne. Ci rolnicy dziś zostali w tragicznej sytuacji, ze zbożem, którego na ścianie wschodniej nikt nie chce, a realne ceny transakcyjne są o 20-30% niższe, niż wynikałoby to z dzisiejszych cen giełdowych. Dlaczego? No właśnie dlatego, że po drodze z tego tranzytu do polskich portów to zboże wypływa na boki, rozlewa się po Polsce również do punktów skupu na Dolnym Śląsku. Jest to dobre 500 kilometrów od przejść granicznych z Ukrainą, ale i tam to zboże dociera i jest obecne w całej Polsce.
Polska jest krajem, który produkuje znacznie więcej zbóż, niż przetwarzamy na terenie Polski. A więc my potrzebujemy rocznie wyeksportować nie 6 milionów ton, ale po dość dobrym roku 7-8 milionów ton. Zatem to, co mówi pan premier, to jest niekompetencja, zaklinanie rzeczywistości, a rzeczywistość, jaka jest, my rolnicy widzimy.
Ukraińskie zboże powinno być objęte systemem kaucji
Punkty skupu są obecnie pełne i jest problem z wywozem zboża poprzez porty. Nadal nie słyszymy na przykład, aby przystąpiono do budowy nowego portu zbożowego z prawdziwego zdarzenia. Dalej pomimo roku od wybuchu wojny nikt nie mówi o tym, aby zmodernizować linie kolejowe tak, aby można było ten tranzyt usprawnić. Tak więc mamy prawo odpowiedzialnością za ten chaos obarczać rząd. Bo o tym, że ukraińskie zboże będzie płynąć przez Polskę, decyzje zapadły 11 miesięcy temu, tuż po wybuchu wojny.
W praktyce rząd, który dysponuje wszelkimi możliwościami, aby podjąć właśnie decyzję, przekierować środki, rozpocząć choćby budowę portu zbożowego czy też usprawnić przeładunek na istniejących nabrzeża portowych. Tutaj nic się nie dzieje i za chwilę faktycznie możemy obudzić się w bardzo trudnej sytuacji, gdy po pierwsze, część rolników zostanie z pełnymi magazynami we własnych gospodarstwach, bo nie będzie w stanie fizycznie tego zboża sprzedać, ale też punkty skupu będą zapełnione tanim zbożem z Ukrainy.
Rozwiązaniem, które należało już dawno wprowadzić, było nałożenie na zboże przepływające przez Polskę systemu kaucji. Jednak dziś nadal jest wolna amerykanka i TIRy ze zbożem z Ukrainy mogą do Polski wjeżdżać i nikt nie kontroluje tego, co się z nimi tak naprawdę dzieje. Nie rozumiem, dlaczego te kaucje nie zostały wprowadzone wcześniej. Przecież już w marcu/kwietniu dało się przewidzieć, co się będzie działo. Z niewiadomych powodów rząd w tej sprawie nie robi nic. Dlaczego dopiero teraz próbujemy w jakiś sposób zainteresować się tym tematem? Dlaczego partnerzy z Unii Europejskiej nie włączają się w tę pomoc?
Oprócz tego, że Ukrainie trzeba pomagać, wysyłając tam czołgi, amunicję, broń, należy również pomóc Ukrainie w sferze gospodarczej. W szeroko pojętym interesie Ukrainy, ale i nas jako jej sojuszników jest, aby to zboże mogło wypłynąć na rynki światowe, do krajów Afryki. Po pierwsze, bo tam jest zapotrzebowanie na nie, a po drugie oni muszą również sprzedać to zboże, żeby zarobić. Nie może się to jednak odbywać za cenę upadku polskiego rolnictwa. Tu potrzebna jest współpraca, ale praktyczna z partnerami z Unii Europejskiej.
Zobacz także: Ukraińskie zboże zalewa polski rynek. Jackowski: Należy uszczelnić system