O tym co ważne dla polskiej wsi.

Czyste powietrze czysty zysk Czyste powietrze czysty zysk
Talk icon

Informacje

22-05-2015

Autor: Świat Rolnika

Wielka ubojnia, wielki problem

Brak grafiki

Zastój panujący w produkcji trzody chlewnej w Polsce prowadzi do braku żywca na rynku. W okresie niepewności i stagnacji w naszym kraju pojawił się duży gracz rynkowy, firma Pini Bresaola z Włoch. Jedna z największych ubojni i...

Zastój panujący w produkcji trzody chlewnej w Polsce prowadzi do braku żywca na rynku. W okresie niepewności i stagnacji w naszym kraju pojawił się duży gracz rynkowy, firma Pini Bresaola z Włoch. Jedna z największych ubojni i rozbieralni tusz wieprzowych w Europie założyła w naszym kraju firmę Pini Polonia Sp. z o.o. i zbudowała w tempie błyskawicznym potężny zakład o powierzchni 28 tys. m2, w którym obecnie bije się 12 tys. sztuk świń na dobę. Wartość inwestycji przekroczyła 130 mln zł.

Zatrudnienie w zakładzie od 2011 znalazło 800 osób, a po uruchomieniu następnej linii produkcyjnej na dwie zmiany wzrośnie do 1500. Ponadto już w marcu 2015 r. w kutnowskiej strefie ekonomicznej rozpocznie produkcję zakład przetwórstwa mięsnego Pini Polonia Uno. W nowym zakładzie pracować będzie od 200 do 300 osób. Zakład będzie produkował mięso wędzone.  

- Firma rozpoczęła pracę 19 kwietnia 2010 roku i rozwija się bardzo dynamicznie - mówi Piero Pini, prezes firmy. - Dzisiaj posiadamy umowy z kilkuset mniejszymi i większymi producentami trzody chlewnej w Polsce. Obecnie nasz ubój wynosi 12 tys. sztuk na dobę, a docelowo planujemy osiągnąć 18 tys. sztuk na dobę - dodaje.

Intensywna produkcja to jedna sprawa, a dbałość o zachowanie norm czystości środowiska naturalnego to druga, aczkolwiek to podstawowe wymagania dla tego typu zakładu.

- Zapewniam, że wszystko jest zgodne z normami prawa. Niestety, nie możemy informować o rozwiązaniach technologicznych, ponieważ jest to naszą tajemnicą, ale wszystkie normy zostają zachowane - wyjaśnia właściciel Pini. - Wokół zakładu na Węgrzech (Hungary Meat), który już funkcjonuje kilka lat, nie ma żadnych uciążliwości zapachowych i ludzie mają swoje domy w bezpośredniej okolicy zakładu - dodaje Pini.

Hodowcy trzody chlewnej z okolic Kutna nie są jednak zbyt optymistycznie nastawieni do powstałej wielkiej ubojni. Tomasz Sołtyszewski, prowadzący hodowlę zarodową świń w gminie Bedlno uważa, że taka ubojnia jest zagrożeniem.

- Dużym zagrożeniem jest powstanie takiego giganta, bijącego tysiące sztuk świń dziennie dla okolicznych mniejszych ubojni. Drobne ubojnie lokalne, do których sprzedaję tuczniki już zamykają produkcję. Po zniknięciu takich ubojni potentaci narzucają swoje czasami bardzo niekorzystne dla hodowców ceny. Poza tym tucz kontraktowy produkowany w tych bardzo dużych ubojniach jest eksportowany na wschód, a nam zostają odpady po uboju oraz skażenie środowiska wokół takich zakładów - mówi Sołtyszewski. - Teraz ubojnia w Kutnie związała kontraktami terminowymi hodowców jednak przy ciągłych wahaniach cen na rynku, gdyby producenci chcieli zmienić odbiorcę nie mają możliwości sprzedaży tucznika do innych ubojni. Te małe lokalne ubojnie zapewniały stabilność cen i harmonijny rozwój hodowli trzody w Polsce - dodaje.
 
Jan Król, który prowadzi hodowlę zarodową w gminie Wartkowice uważa, że dla takich hodowców jak on wejście na rynek mięsny tak dużej ubojni nie wiele zmieni.

- Ja sprzedaję tuczniki do pobliskiego zakładu mięsnego, który dobrze płaci oraz ma renomę w woj. łódzkim jako producent świetnych wiejskich wyrobów mięsnych. Dla takich ubojni i przetwórni mięsa wejście Pini na rynek nic nie zmieni, bo hodowcy przywiązani do takiego lokalnego zakładu nie sprzedają trzody do ubojni w Kutnie.

Piotr Włodarczyk, hodowca z Zelgoszczy pod Strykowem, twierdzi, że Pini wywozi za granicę dużą część wyprodukowanego mięsa.

- Sądzę, że ubojnia w Kutnie wywozi towar na Ukrainę i do Rosji, więc tego mięsa w naszym kraju nie ujrzymy, a także zysków ze sprzedaży, które zostaną przetransferowane za granicę - podkreśla hodowca.

Dariusz Bolonek, który zajmuje się skupem trzody chlewnej w miejscowości Tążewy w gminie Pabianice, obawia się bardziej negatywnego wpływu powstania potężnej ubojni w Kutnie na lokalne ubojnie o średniej wielkości.

- Najbardziej ucierpiały lokalne ubojnie, mające przerób do 1000 sztuk trzody dziennie. Najmniejsze zakłady nie były i nie są zbytnio poszkodowane ponieważ taki kolos jak Pini nie interesuje się najmniejszymi ubojniami, które znajdą na rynku odpowiednie nieduże ilości, które zapewnią im działanie. Ja nie sprzedaję żywca do ubojni w Kutnie, ale od właścicieli większych zakładów wiem, że często ma miejsce brak żywca na rynku lokalnym w woj. łódzkim - opowiada Bolonek.

Zdzisław Korolewski, pośrednik zajmujący się skupem i sprzedażą bydła mięsnego i tuczników ze Złotnik w gminie Dalików uważa, że dla niego skutki działania ubojni w Kutnie są korzystne.

- Krótkoterminowe skutki działania ubojni w Kutnie dla mnie są korzystne ponieważ, po pierwsze rośnie cena tucznika fermówki oraz z mniejszych gospodarstw wiejskich, ale także podejście odbiorców mojego towaru znacznie się zmieniło. Chętniej kupują i mniej jest wybrzydzania na jakość sprzedawanych sztuk. Jednak efekty długoterminowe oddziaływania ubojni z Kutna po paru latach działania nie są korzystne, szczególnie dla średnich ubojni i masarni lokalnych, które dużo tracą ponieważ nie wytrzymują wyścigu cen z tym zakładem. Duże zakłady mięsne sprowadzają w miarę potrzeby towar z zagranicy - dodaje.

Jak widać, zdania uczestników różnych segmentów rynku mięsnego w woj. Łódzkim co do wpływu jaki wywiera działalność tak dużej firmy jak Pini Polonia Sp. z o.o. na produkcję trzody chlewnej w Polsce są rozbieżne. Jedno jest pewne – działalność tak dużej ubojni zmieniła nie do poznania w ciągu ostatnich trzech lat nasz rynek mięsny.

Tekst i zdjęcie: Tomasz Kodłubański

 

swiatrolnika.info 2023