O tym co ważne dla polskiej wsi.

Czyste powietrze czysty zysk Czyste powietrze czysty zysk
Talk icon

Informacje

10-10-2015

Autor: Świat Rolnika

Rekompensaty za suszę czyli droga przez mękę

Brak grafiki

Wielu rolników, jeśli nawet nie większość, skarży się na niekorzystny, ich zdaniem, sposób obliczania strat spowodowanych przez utrzymującą się w niektórych rejonach naszego kraju nawet przez kilka miesięcy suszę. Prawo do takiej rekompensaty ma w teorii każdy rolnik, który wykaże, że w swoim gospodarstwie rolnym zmalały plony zbóż czy też wartość sprzedawanych innych produktów (np. mleka) o około 30 proc.

Wielu rolników, jeśli nawet nie większość, skarży się na niekorzystny, ich zdaniem, sposób obliczania strat spowodowanych przez utrzymującą się w niektórych rejonach naszego kraju nawet przez kilka miesięcy suszę. Prawo do takiej rekompensaty ma w teorii każdy rolnik, który wykaże, że w swoim gospodarstwie rolnym zmalały plony zbóż czy też wartość sprzedawanych innych produktów (np. mleka) o około 30 proc.

Tymczasem ogromna większość naszych rolników, w tej liczbie także właścicieli dużych, 150-300 hektarowych gospodarstw, nie potrafi wykazać takiej 30 procentowej straty w swojej całkowitej produkcji, co jest niestety warunkiem koniecznym do uzyskania niewielkiej zresztą rekompensaty. 

Rozmawiałem niedawno z panem Kazimierzem, prowadzącym razem z żoną Grażyną i synami Grzegorzem i Adamem ponad 200 hektarowe gospodarstwo rolne w okolicy Gniewu. Uprawia on wiele rodzajów zbóż. Nie prowadzi więc gospodarstwa monokulturowego ukierunkowanego tylko na uprawę jednego zboża np. pszenicy lub hodowlę tylko trzody chlewnej. W ogóle nie hoduje trzody, posiada natomiast ok. 50 krów i uzyskuje także spore dochody ze sprzedaży mleka, pomimo spadku jego ceny do ok. 1,20 złotych za 1 litr. 

W bieżącym roku największe straty w wyniku suszy zanotował, podobnie jak większość rolników w tym regionie, na kilkunastu hektarowej działce obsianej kukurydzą, której plony były niższe o ok. 40 proc. Z kolei plony rzepaku i pszenicy były w tym roku znacznie wyższe niż w latach bez suszy. Średnio z jednego hektara pan Kazimierz uzyskał w tym roku ponad 4,6 tony rzepaku i 7 ton pszenicy. 

O ile jednak cena rzepaku trzyma się mocno i można za jedną tonę otrzymać ponad 1650 złotych, to ceny pszenicy wykazują niestety tendencję spadkową. Oferowana cena to 600 złotych za tonę, ale udaje się sporadycznie także uzyskać od niektórych firm skupujących to zboże 700 i nieco więcej złotych. 

Większość zebranej w tym roku pszenicy pan Kazimierz przechowuje w swoim magazynie, gdzie może pomieścić ponad 1600 ton zboża. Liczy na to, podobnie jak część rolników, którzy mają spore nadwyżki finansowe na swoich kontach w banku, że na wiosnę cena ta wzrośnie. Mniejsze o około 30 proc. miał w tym roku zbiory żyta i owsa, a także jęczmienia. Gdyby więc "rachmistrze" z Agencji Rynku Rolnego oszacowali mu tylko straty poniesione w wyniku suszy w zbiorach kukurydzy, żyta, owsa i jęczmienia, to pewnie otrzymałby jakąś rekompensatę. 

Ocena stanu upraw i szacowanie strat zawsze było i jest bardzo trudne. Szczególnie w gospodarstwach o wysoce zdywersyfikowanej strukturze produkcji rolnej, a takim jest właśnie gospodarstwo pana Kazimierza. Na jednej niewielkiej działce, położonej w pobliżu Wisły niewielki łan kukurydzy był wysoki na prawie 2 metry, a na glebach słabszych, położonych pod lasem rosła, a raczej powoli usychała cherlawa kukurydza o wysokości około 50 cm. Czynnikiem decydującym o tym były nie tylko opady, lecz także poziom wód gruntowych i klasa gleby.  Straty w zbiorach kukurydzy, żyta, owsa i jęczmienia pan Kazimierz zrekompensował sobie sam wyższymi zbiorami pszenicy, rzepaku i podobną jak w poprzednim roku produkcją  mleka. Dojność krów, dzięki soczystej trawie na rozległych łąkach położonych wzdłuż wałów wiślanych oraz przede wszystkim dzięki dodawanej paszy nie uległa zmianie. Nie warto więc było tracić czasu na szacowanie ogólnych strat i wypełnianie różnego rodzaju formularzy. 

Jednak spora liczba rolników nie znajduje się w tak "komfortowej" sytuacji jak pan Kazimierz i liczy na odpowiednią cząstkę z 500 mln złotych, jaką nasz rząd przeznaczył dla poszkodowanych przez suszę rolników, sadowników i hodowców zwierząt. Wielu z nich specjalizuje się w produkcji tylko jednego towaru i dlatego nie potrafi się "odkuć" na sprzedaży tych płodów rolnych, których zbiory, pomimo suszy, są wyższe niż w roku poprzednim. 

Nawet bardzo zamożni rolnicy nie ubezpieczają swoich upraw ani od powodzi ani od suszy. Podobnie jest  zresztą także w innych krajach Unii Europejskiej, nawet w takich, gdzie z powodu gorącego klimatu susza jest zjawiskiem trwałym. Przykładem może być Hiszpania, gdzie od suszy ubezpieczonych było w br. zaledwie pół promila (nawet nie pół procenta) rolników i sadowników. Powodem tego stanu rzeczy mogą być m.in. bardzo wysokie stawki ubezpieczenia. Poszczególne firmy ubezpieczeniowe ustalają te stawki na poziomie ok. 15 proc. wartości plonów.

Nawet więc w sytuacji, kiedy rząd przyznaje dopłaty w wysokości 50 proc. kosztów ubezpieczenia to nikt z rolników nie chce się ubezpieczyć. Górę tu pewnie bierze przyzwyczajenie do pomocy państwa, które z pieniędzy podatników jest w stanie zrekompensować tylko niewielką część strat.

Adam Gwiazda/wSensie.pl

Fot. Internet

swiatrolnika.info 2023