O tym co ważne dla polskiej wsi.

Czyste powietrze czysty zysk Czyste powietrze czysty zysk
Talk icon

Informacje

02-11-2016

Autor: Jacek Strzelecki

35 kontra 505. Czy mała ryba może połknąć większą?

35 kontra 505. Czy mała ryba może połknąć większą?

Napotykamy w mediach na wiele krytycznych opinii na tematCETA, szczególnie w kwestii jej wpływu na rolnictwo, który ma ponoć być zabójczy. Tymczasem ani minister rolnictwa Krzysztof Jurgiel, ani minister rozwoju Mateusz Morawiecki nie rozdzierają szat i gołą piersią nie bronią naszego kraju przed tą umową. Dlaczego?

 

Całościowe Gospodarcze i Handlowe Porozumienie z Kanadą (w skrócie: CETA) liczy sobie ponad 1600 stron. Tak duża objętość dokumentu zniechęca do jego lektury. Sam fragment ściśle poświęcony warunkom umowy też nie jest cienki – to 496 stron zapisanych wcale niełatwym językiem. Mało kto ma tyle zapału i determinacji, by przeczytać taką kobyłę.

 

Nie musimy jednak analizować całej umowy, zdanie po zdaniu, by móc dostrzec kilka istotnych szczegółów widocznych. Kanada, choć zajmuje aż 9,98 mln km2, to ma zaledwie 35 mln mieszkańców (mniej niż Polska). Z kolei UE rozciąga się na terytorium 4,32 mln km2, na którym mieszka 505 mln obywateli. Przeciwnicy CETA twierdzą, że 35 milionów Kanadyjczyków skolonizuje i wykończy unijną gospodarkę. Prawdą jest, że Kanada należy do G7, czyli grupy najbogatszych państw świata. Ale czy ma potencjał eksploatacji gospodarczej o zacięciu morderczym?

 

Wielu ekspertów i polityków uważa, że nie. Wręcz gloryfikują CETA, podkreślając jej rozliczne walory. Potencjalnych negatywnych skutków zawarcia umowy z Kanadą zdają się nie widzieć oba zaangażowane w sprawę polskie resorty: ministerstwo rozwoju i ministerstwo rolnictwa. W swoim raporcie "Analiza gospodarczo-handlowa Całościowego Gospodarczego i Handlowego Porozumienia z Kanadą (CETA) dla polskiej gospodarki i przedsiębiorców – wybrane zagadnienia" resort pod kierownictwem wicepremiera Mateusza Morawieckiego nie widzi żadnych zagrożeń dla rolnictwa i sektora rolno-spożywczego. W rozdziale "Wpływ CETA na polski sektor rolny” już w pierwszym zdaniu napisano: "Znaczenie Kanady w handlu rolno-spożywczym Polski jest niewielkie, mimo obserwowanego wzrostu wymiany w ostatnich latach". W innym miejscu raportu można przeczytać, że „z uwagi na niewielkie efekty handlowe umowa CETA nie wpłynie też istotnie na wielkość i strukturę produkcji rolnej w Polsce. Z szacunków wynika, że jej wpływ na strukturę produkcji będzie przez wiele lat statystycznie nieistotny. Nie będzie ona miała również wpływu na dynamikę produkcji rolno-spożywczej ani poziom zatrudnienia w rolnictwie". Co ciekawe, ministerstwo rozwoju nie dostrzega także szans na odwrotny kierunek nadmiernej ekspansji – polskich produktów rolno-spożywczych na rynek kanadyjski. Oczywiście opisane są pewne drobne możliwości zbytu (produktów mrożonych lub przetworzonych i zdrowej żywności), ale podkreśla się, że polskie firmy będą musiały zmierzyć się z silną konkurencją ze strony zachodnioeuropejskich oraz północnoamerykańskich firm.

 

W podsumowaniu rozdziału o wpływie CETA na rolnictwo znajduje się konkluzja: "…ogólnie wpływ wejścia w życie umowy CETA na polski sektor rolny i eksport produktów rolnych do Kanady nie będzie istotny, przede wszystkim z uwagi dużą odległość geograficzną między Polską i Kanadą (duże koszty transportu) i podobieństwo struktur produkcji, lecz także ze względu na istniejące bariery pozataryfowe i zasady organizacji rynków rolnych".

 

O co więc jest cały polityczny hałas?

 

Wątpliwe wydaje się, by 35-milionowy kraj p potencjale gospodarczym wielkości 1,8 bln dolarów PKB był w stanie podbić i wykończyć UE liczącą 505 mln mieszkańców i wytwarzającą PKB wartości 17 bln dolarów. Należy też podkreślić, że polskie rolnictwo produkuje znacznie więcej żywności niż kanadyjskie.

 

Obawa, że kanadyjscy producenci rolno-spożywczy zdominują na naszym rynku europejskich może być jednak częściowo uzasadniona. Np. wołowiny i wieprzowiny wyprodukowanej w Kanadzie będzie można na obszarze UE sprzedać bez ceł odpowiednio aż 80 549 i 50 002 ton (pod warunkiem, że mięso nie zawiera hormonów, nie jest genetycznie modyfikowane i spełnia wymienione w CETA inne wymagania weterynaryjne i sanitarne). Nasuwa się zatem wniosek, że polscy producenci będą musieli ostro walczyć z kanadyjskimi firmami o swoją pozycję na rynku UE. Ministerstwo rozwoju powątpiewa jednak również i w taki scenariusz. W raporcie uargumentowano to tym, że Kanada nie wykorzystywała dotąd swoich kontyngentów mięsnych w ramach WTO z powodu unijnych normy w zakresie bezpieczeństwa żywności, które są skrajnie wyśrubowane i – jak pokazało życie – trudne w realizacji przez kanadyjskie firmy.

 

Po lekturze umowy CETA nasuwa się prosty i oczywisty wniosek: ta umowa nie jest dla wszystkich. Na rynku kanadyjskim szansę rozwoju otrzymają tylko firmy silne finansowo i posiadające równie wysoki poziom innowacyjności, co lokalne. W polskim środowisku szansę mają zatem firmy z sektora IT, meblarskie, produkujące wyroby elektromaszynowe, wyroby chemiczne oraz producenci skór futerkowych. Polskie spółki mogą sprzedawać w Kanadzie żywność, ale sęk w tym, że pozycja kapitałowa większości z nich na gruncie rodzimym może i jest wielka, lecz na kanadyjskim już taka nie będzie. Nie znaczy to, że nie jest możliwe, by polska spółka przebiła się ze swoją ofertą na tamtym rynku. Szanse są, ale z całą pewnością nie na intensywną wymianę między państwami. W obu kierunkach. Bo nasi u nas też trzymają się mocno.

 

Jacek Strzelecki

 

Fot. FB Prawicowa Rzeczpospolita

 

 

swiatrolnika.info 2023