Talk icon

Informacje

11-02-2020

Autor: Robert Wyrostkiewicz

Diler z Pogotowia dla Zwierząt zabiera zwierzęta. Kulisy biznesu animalsów!

Diler Pogotowie dla Zwierząt

Diler, ekolog, aktywista prozwierzęcy i organizator interwencji u hodowców uciekał przed policją Audi A6. Animals wpadł z 546 działkami dilerskimi marihuany i trafił do aresztu, a następnie został skazany. Dilerem z policyjnego pościgu w Mszanie w 2015 r. okazał się wówczas 35-letni aktywista Stowarzyszenia na Rzecz Zwierząt Koty, Psy i My, Jakub Sz., który później z prawomocnym wyrokiem sądowym za handel narkotykami został działaczem Pogotowia dla Zwierząt, tego samego, które w listopadzie 2019 r. zostało zdelegalizowane przez sąd, a jego prezes, Grzegorz B. usłyszał kilka wyroków za kradzieże zwierząt szumnie nazywane interwencjami prozwierzecymi.

Diler działa nadal, podobnie jak Pogotowie dla Zwierząt

Jak ustalił "Świat Rolnika BIZNES" Jakub Sz. działa nieprzerwanie od lat, a w 2020 r. zaplanował kolejne interwencje, tym razem w hodowli psów rasy amerykański staffordshire terier (redakcja jest w posiadaniu nagrania rozmowy Sz. z Powiatowym Lekarzem Weterynarii z Głubczyc), wykorzystując ulubiony przez animalsów art. 7 ust. 3 Ustawy o ochronie zwierząt, tak, by wejść na hodowlę i natychmiastowo zabrać zwierzęta z pominięciem zwyczajnej drogi postępowania administracyjnego i sądowego.

Ustaliliśmy też, że po zdelegalizowaniu Pogotowia dla Zwierząt i sądowym zakazie dla byłego prezesa PdZ, Grzegorza B., zajmowania funkcji kierowniczych w organizacjach prozwierzęcych, Pogotowie działa nadal, a telefony przedstawiciela stowarzyszenia w sprawach zwierząt odbiera sam recydywista Grzegorz B., pomimo sądowego zakazu (redakcja jest w posiadaniu takiego nagrania).

Dziwna rozmowa aktywisty z weterynarzem

"Z tej strony Kuba Sz. (nazwisko znane redakcji), Pogotowie dla Zwierząt"

– przedstawia się Markowi Szaciłło-Kosowskiemu, Powiatowemu Lekarzowi Weterynarii były diler narkotykowy, który w listopadzie tego roku interwencyjnie zabrał hodowcy byka, jałówkę oraz konia i tymczasowo ulokował zwierzęta na wsi na terenie prywatnym (cała rozmowa telefoniczna w posiadaniu redakcji). W trakcie rozmowy Powiatowy Lekarz Weterynarz informuje Sz. o czynnościach podejmowanych przez urząd w ramach asysty przy interwencji na terenie domu tymczasowego dla zabranych przez Sz. zwierząt. Zaskakuje jednak finał rozmowy, kiedy Sz. mówi, że obok omawianej interwencyjnie posiadłości znajduje się hodowla amstaffów (amerykański staffordshire terier). Animals przyznaje, że nie widział tej hodowli, ale z góry rozważa jak na nią wejść, by w wyjątkowym trybie Ustawy o ochronie zwierząt (art. 7 ust. 3) natychmiastowo zabrać zwierzęta i zabezpieczyć im miejsce przechowania w Stowarzyszeniu Amstaffy Niczyje. (Agnieszka Szubert, prezes Stowarzyszenia Amstaffy Niczyje w piśmie do redakcji "Świata Rolnika BIZNES" oznajmiła, że nie ma nic wspólnego z działalnością interwencyjną Sz.).

"Tam jeszcze mam pytanko, ale nie na teraz. Tam jeszcze mam zgłoszenie na te Wojnowice, pani Katarzyna Hera (błędnie podane nazwisko – dop. red.), hodowla amstaffów. Pozwolę sobie do pana zadzwonić za dwa, trzy tygodnie jak pan będzie miał czas, żebym mógł się z panem umówić na kontrolę tej hodowli, ale to tak na spokojnie. Koło miesiąca potrzebowałbym czasu na uregulowanie tych spraw"

– mówi Jakub Sz. w zarejestrowanej rozmowie z Powiatowym Lekarzem Weterynarii, proponując mu wspólną interwencję i szukając sprzymierzeńca w instytucji państwowej.

"Chciałbym pana (zaprosić – dop. red.), bo tam chciałbym skontrolować tę hodowlę, bo dostałem informację od Fundacji Amstaffy Niczyje z Łodzi. Ja tam byłem, tak przejechałem tam obok, widziałem tam, w budynkach gospodarczych, tylko nie chcę tam wchodzić teraz, skoro nie mam miejsca, żeby te psy zabezpieczyć do odbioru"

– Jakub Sz. zdradza kulisy swoich zamiarów odnośnie hodowli psów rasowych, które polegać mają na zarekwirowaniu hodowli, mimo, że Sz. nie ukrywa, że zna ją jedynie z okna swojego samochodu. Co ciekawe, dodatkowo powołuje się na organizację Amstaffy Niczyje, która nie prowadziła z nim jakichkolwiek ustaleń w tej sprawie, o czym poinformowała redakcję Agnieszka Szubert, prezes Stowarzyszenia Amstaffy Niczyje.

Powiatowy Lekarz Weterynarii informuje aktywistę prozwierzęcego, że taki zabór wymaga uruchomienia procedury administracyjnej, na co animals odpowiada mu bez skrępowania, że za fortel może posłużyć mechanizm art. 7 ust. 3 Ustawy o ochronie zwierząt, który stanowi, że w przypadku zagrożenia życia zwierzęcia członek organizacji prozwierzęcej może zabrać zwierzęta w trybie nadzwyczajnym. Jak Jakub Sz. ustalił zagrożenie życia amstaffów na podstawie przyjazdu samochodem obok posesji hodowcy, tego weterynarzowi nie zdradził.

"Mogę to wziąć na 7 i 3 i dopiero później wystąpić z wnioskiem na 7 i 1"

– mówi bez zażenowania Sz. w rozmowie z powiatowym weterynarzem, potwierdzając, jak zapis prawny ustawy pozwala z wyjątkowych sytuacji zagrożenia życia zwierząt uczynić pretekst do zabierania ich, omijając procedurę uprzedniego wydawania stosownych decyzji przez organy samorządowe, a zwłaszcza omijając możliwość dania hodowcy sposobności do poprawienia warunków dobrostanu zwierząt w hodowli, jeśli zachodzi taka potrzeba.

Artykuł 7 ust. 3 Ustawy o ochronie zwierząt stanowi, że "W przypadkach niecierpiących zwłoki, gdy dalsze pozostawanie zwierzęcia u dotychczasowego właściciela lub opiekuna zagraża jego życiu lub zdrowiu, policjant, strażnik gminny lub upoważniony przedstawiciel organizacji społecznej, której statutowym celem działania jest ochrona zwierząt, odbiera mu zwierzę, zawiadamiając o tym niezwłocznie wójta (burmistrza, prezydenta miasta), celem podjęcia decyzji w przedmiocie odebrania zwierzęcia".

"Miałem tego Pana zapisanego inaczej w telefonie, jako inna organizacja. Mówił niewyraźnie. Nie zrozumiałem, że jest z Pogotowia dla Zwierząt. Nigdy nie byłem i nie będę zwolennikiem wykorzystywania trybu nadzwyczajnego Ustawy o ochronie zwierząt, do zabierania zwierząt, planowania tego z góry, w sytuacji, kiedy nie ma się wiedzy o danej hodowli"

– tłumaczy w rozmowie z redakcją "Świata Rolnika BIZNES" Marek Szaciłło-Kosowski, Powiatowy Lekarz Weterynarii w Głubczycach.

Główny Lekarz Weterynarii dla "Świata Rolnika BIZNES"

Udało nam się skontaktować z ministrem dr Bogdanem Konopką, Głównym Lekarzem Weterynarii, który nie ukrywał zdziwienia z powodu ujawnionego przez naszą redakcję mechanizmu zabierania zwierząt wytrychem z ustawy na tzw. "na 7 i 3".

"Słyszałem o podobnych sytuacjach i pseudointerwencjach organizacji prozwierzęcych wśród których są także czarne owce, jednak tej sprawy nie znam. Pierwsze słyszę od pana o tej sytuacji. Mogę obiecać, że się jej z uwagą przyjrzę"

– obiecuje dr Bogdan Konopka, Główny Lekarz Weterynarii.

Zdelegalizowane przez sąd Pogotowie dla Zwierząt działa nadal!

"Z tej strony Kuba Sz. (nazwisko znane redakcji), Pogotowie dla Zwierząt"

– przedstawia się Sz. Powiatowemu Lekarzowi Weterynarii, pomimo, że Pogotowie miało przestać istnieć.

"Świat Rolnika BIZNES" informował wcześniej, że stowarzyszenie Pogotowie dla Zwierząt zostało w 2019 r. zdelegalizowane za skandaliczne nadużycia w zakresie działań związanych z odbieraniem zwierząt. Do dzisiaj niewyjaśnione zostały losy kilkudziesięciu, prawdopodobnie sprzedanych zwierząt rasowych i ubitych na mięso, zwierząt gospodarskich zarekwirowanych przez Pogotowie. Sam prezes, Grzegorz B., był wielokrotnie skazywany wyrokami sądów (także prawomocnymi) za kradzieże zwierząt ("nielegalne przywłaszczenia"), a w mediach kojarzony był z biznesem budowanym na interwencjach prozwierzęcych, ze względu na rozbudowaną sieć powiązań na linii organizacja-aktywiści-przytulisko-usługi weterynaryjne, których efektem miały być okradane hodowle z drogich psów rasowych, a w przypadku nierasowych zdobywanie pieniędzy (poza rozbudowanym aparatem zbiórek w Social Media) poprzez wystawiane wielotysięczne faktury na samorząd terytorialny za opiekę nad zarekwirowanymi zwierzętami w trybie art. 7. ust. 3 Ustawy o ochronie zwierząt.

"Córka prowadziła hodowlę, która była zarejestrowana w związku kynologicznym. Pewnego dnia przyjechała z mężem do opuszczonego przez nich wcześniej domu, który wciąż do nich należał. Tam już czekali wolontariusze Grzegorza B. Zaczęli zabierać psy. Córka protestowała, więc wywieźli ją nawet do szpitala psychiatrycznego"

– wspomina pani Alina, mama pani Zuzanny, której Grzegorz B. w 2008 r. przywłaszczył psy o wartości ok. 80 tys. zł.

"W ubiegłym tygodniu poznański sąd wydał wyrok uznając Grzegorza B. winnym przywłaszczenia psów i skazując go na osiem miesięcy więzienia. Ponadto sędzia nakazała mu zapłacić 72 tys. zł Zuzannie D. w ramach naprawy szkody i nałożył 5-letni zakaz zajmowania stanowisk kierowniczych w organizacjach zajmujących się ochroną zwierząt"

– informował w 2020 r. plus.gloswielkopolski.pl. To jedna z wielu przegranych przez Grzegorza B. spraw sądowych.

Po zdelegalizowaniu Pogotowia dla Zwierząt jako stowarzyszenia rejestrowego w miejscowości związanej z organizacją oraz w gronie znajomych przestępcy Grzegorza B. powstało nowe Pogotowie dla Zwierząt, tym razem jako stowarzyszenie zwykłe, które korzysta z bazy zdelegalizowanego Pogotowia zachowując pozory ciągłości organizacyjnej.

"Grzegorz B. posiada przytulisko we wsi Sekłak 15 w gminie Korytnica. Wolontariusze założyli tam stowarzyszenie Kundel Bury z Wiejskiej Dziury po postanowieniu sądu w Poznaniu o zawieszeniu zarządu Pogotowia dla Zwierząt z Trzcianki. Wtedy założono stowarzyszenie zwykłe, już nie rejestrowe, ale dokładnie pod tą samą nazwą, czyli Pogotowie dla Zwierząt. Proste? Stowarzyszenie rejestrowe Pogotowie dla Zwierząt skasował sąd za potworną działalność udającą przyjaźń do zwierząt, to otworzyli stowarzyszenie zwykłe, które nazywa się dokładnie tak samo, te same kolory, loga, strony w Internecie, ludzie mają wrażenie, że to ta sama dawna i promowana przez TVN czy RdC organizacja"

– informuje Maria Sowińska, prezes Stowarzyszenia Pokrzywdzeni Przez System i wieloletni opiekun bezdomnych zwierząt.

"Moim zdaniem powód był prozaiczny: kasa i zbiórki na biedne zwierzątka. Stowarzyszenie zwykłe wymaga tylko trzech członków, a przedstawiciel samodzielnie podejmuje decyzje. Grzegorz B na miejsce przedstawiciela wybrał młodą dziewczynę spod Tomaszowa Mazowieckiego, a za siedzibę przyjęto wynajmowany teren we wsi Sekłak 15; wynajmowany dawniej przez zdelegalizowane Pogotowie dla Zwierząt na przytulisko. Przy B. od zawsze kręciły się młode i naiwne dziewczyny, którym skutecznie robił pranie mózgu"

– dodaje Maria Sowińska.

Grzegorz B., mając sądowy zakaz pełnienia funkcji w organizacjach prozwierzęcych, nie figuruje we władzach nowego stowarzyszenia Pogotowie dla Zwierząt, którego reprezentantem została wieloletnia znajoma Grzegorza B. i aktywistka zdelegalizowanego Pogotowia, Patrycja Dyńda. To jej numer telefonu figuruje na zrzutkach internetowych czworonogów rzekomo ratowanych przez Pogotowie dla Zwierząt. "Świat Rolnika BIZNES" zadzwonił do reprezentantki Pogotowia, telefon odebrał jednak Grzegorz B., który nie zechciał z nami rozmawiać. Później nie odbierał już telefonów od naszej redakcji. Dlaczego więc Grzegorz B. odbiera telefony Pogotowia dla Zwierząt (stowarzyszenie zwykłe) pod numerem kontaktowym do reprezentanta organizacji, skoro z powodu jego przestępczej działalności zdelegalizowano Pogotowie dla Zwierząt (stowarzyszenie rejestrowe) i zakazano mu działalności we władzach organizacji prozwierzęcych przez 5 lat?

Czytaj także: Prezes Pogotowia dla Zwierząt skazany na więzienie! Tak, to właśnie oni "ratowali" najwięcej zwierząt w Polsce. Ile z nich jeszcze żyje?

Pani Katarzyna czeka na przyjście Jakuba Sz. w swoim domu…

Chociaż Jakub Sz., kiedyś diler, dawny współpracownik Grzegorza B., jeszcze w 2020 r. przedstawił się Powiatowemu Lekarzowi Weterynarii z Głubczyc jako działacz Pogotowia dla Zwierząt, "Świat Rolnika BIZNES" ustalił, że przynajmniej od grudnia 2019 r. stowarzyszenie odcina się od swojego wieloletniego aktywisty, który podobnie jak Grzegorz B. był reklamowany jako obrońca zwierząt w stacji TVN. Co poróżniło Jakuba Sz. z Grzegorzem B.? Interesy? Nie wiadomo. Jakub Sz. nie odpowiedział na żadne z naszych pytań, zarówno dotyczących sprawy dilerskiej, kiedy skazano go za posiadanie ponad pół tysiąca działek marihuany, jak i dotyczących jego obecnej działalności prozwierzęcej oraz planowanego najścia na hodowlę amstaffów w trybie art. 7 ust. 3 Ustawy o ochronie zwierząt.

Diler strzaszy hodowców zwierząt

 

"Przez chwilę się bałam, ale trudno mówić o zupełnym zaskoczeniu, kiedy dowiedziałam się z nagranej rozmowy Jakuba Sz. z weterynarzem powiatowym, że planowane jest wejście na moją hodowlę przy moim domu w Wojnowicach Opolskich"

– mówi Katarzyna Sikorska-Hogiel, wieloletni hodowca psów rasowych i członek Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Psa i Kota.

"Poznałam lata temu Kubę Sz. Wtedy chyba myślał, że jestem przychylna jego pomysłom. Trudno, powiem to. Wtedy proponował zarabianie jakiś pieniędzy na prowadzeniu hotelików dla zwierząt. Przekonywał, że gmina będzie płacić. Mówił, że psy, które zabierze interwencyjnie może trzymać nawet w klatkach dla królików. Chyba nigdy nie zrealizował na szczęście tego biznesu. Może przeszkodził mu w tym wyrok za narkotyki, nie wiem. Zawsze próbował się podczepiać pod ciekawe osoby, np. Martę Kviatkovą z Różalandu, jednak wyspecjalizował się chyba tylko w narkotykach i zabieraniu ludziom zwierząt, a trzeba mieć na uwadze, że w jego Pogotowiu dla Zwierząt część interwencji – co udowodniły już sądy – to było zwykłe złodziejstwo i biznes tzw. animalsów na zwierzętach, zazwyczaj rasowych i drogich"

– dodaje pani Katarzyna.

"Najpierw donoszono na mnie. Z tego powodu miałam wizytę w domu pań z urzędu gminy w Kietrzu. Później był absurdalny donos, oczywiście anonimowy, że moje psy biegają luzem po wsi, co na szczęście szybko zweryfikowała policja. A teraz to nagranie… Dlatego, nie ukrywam, kilka szczeniaków sprzedałam, a kilka jest już zaopiekowanych gdzie indziej. Nie pozwolę by trafiły do jakiś zwyrodnialców, którzy zrobili sobie z bycia 'przyjaciółmi zwierząt' dobry biznes polegający na okradaniu hodowców"

– puentuje kobieta.

O możliwości bezpodstawnej interwencji w jej domu przeprowadzanej przez podającego się za aktywistę Pogotowia dla Zwierząt, Jakuba Sz., Katarzyna Sikorska-Hogiel poinformowała policję.

"Świat Rolnika BIZNES" wysłał z kolei zapytania do urzędu miasta w Kietrzu, dotyczące ewentualnych donosów na hodowlę w Wojsławicach Opolskich. Do sprawy hodowli amstaffów wrócimy.

Hodowcy o działalności Grzegorza B. i Jakuba Sz. – prozwierzęcych egzekutorów

Głos w sprawie zabrał jeden z najbardziej znanych w Polsce kynologów.

"To nie pierwszy, nie dziesiąty i chyba niestety nie setny przypadek obrzydliwie działających aktywistów prozwierzęcych, tzw. animalsów, ekologów, pseudo obrońców i przyjaciół zwierząt. Istnieje tyle organizacji dobrych, empatycznych, ale one zabierają zwierzęta w ostateczności i nigdy nie kierują się zyskiem; wybierają zwierzęta pod kątem dobrostanu, a nie handlu, jakby interwencja u hodowcy to było wejście do spożywczaka po kilo ziemniaków. Państwo polskie musi w końcu coś zrobić z tym układem z biznesowym animalsów"

– mówi Piotr Kłosiński, prezes Polskiego Porozumienia Kynologicznego, członka międzynarodowej World Kennel Union.

O komentarz poprosiliśmy także Patrycję Szałkiewicz ze Stowarzyszenie Właścicieli Kotów i Psów Rasowych.

"Jako hodowca od dłuższego czasu obserwuję działania fundacji związanych z dobrostanem zwierząt i mam naprawdę dość tego dziadostwa żerującego na niewiedzy hodowców. W wielu wypadkach nie reagowałam, ale tam gdzie zaingerowałam przeważnie okazywało się, że wystarczyło pouczyć hodowlę, rolnika czy osobę prywatną, żeby poprawił dobrostan, a nie zabierać zwierzęta"

– mówi Szałkiewicz, która jest m.in. inspektorem ds. dobrostanu zwierząt w SWKiPR.

"Z mojej wiedzy wynika, że takie pseudofundacje zabierają zwierzęta i przekazują na domy tymczasowe, gdzie warunki są gorsze niż u właściciela. Robią zbiórki na kolosalne sumy przekraczające koszty utrzymania takiego zwierzaka. A najgorsze jest to, że szkolą swoich przyszłych inspektorów na zasadzie 'możecie wchodzić wszędzie i zabierać zwierzęta według waszego uznania bez konsultacji z lekarzem weterynarii'. To, że obstawiają się zdezorientowaną policją i ubierają w mundurki 'straszaki', o tym nie wspomnę. Szkoda tylko, że hodowcy mają tak znikomą wiedzę o swoich prawach i obowiązkach i stają się przez to ofiarami pazernych aktywistów prozwierzęcych"

– dodaje pani Patrycja, hodowca Stowarzyszenia Pit Bull Alkatraz Poland, będącego członkiem Polskiego Porozumienia Kynologicznego, behawiorysta zwierzęcy, instruktor szkolenia psów, technik weterynarii.

"To tylko preludium do tego, co ekoterroryści, ekstremiści prozwierzęcy zrobią z hodowcami zarówno zwierząt towarzyszących jak i z rolnikami, czyli hodowcami drobiu, bydła czy trzody chlewnej. Na całym świecie radykalni zieloni zaczynali od zwalczania hodowli zwierząt futerkowych, potem atakowali hodowle psów, kotów, zwierząt gospodarskich, a na końcu zdejmując maskę, obnażali swoje ideologiczne zapędy, domagając się niszczenia świata opartego na spożyciu mięsa i mleka. Brzmi absurdalnie, ale to ich strategia. Co ciekawe, zazwyczaj podczas swojej pseudo prozwierzęcej walki zarabiali na swojej dobroczynności fortuny"

– twierdzi Szczepan Wójcik, hodowca, prezes Instytutu Gospodarki Rolnej i Fundacji Polska Ziemia.

Grzegorz B. drugi raz nie odebrał od nas telefonu, zapewne speszony faktem, że zastaliśmy go pod numerem przedstawiciela stowarzyszenia zwykłego Pogotowie dla Zwierząt pomimo sądowego zakazu pełnienia podobnych funkcji. Jakub Sz. nie odpisał na nasze pytania wysłane mu drogą mailową oraz zadane bezpośrednio na numer komórkowy.

Robert Wyrostkiewicz

Redaktor naczelny magazynu

"Świat Rolnika BIZNES"

r.wyrostkiewicz@swiatrolnika.info

Fot. główne: FB B.Opic

swiatrolnika.info 2023