Sprzedawcy kwiatów i zniczy nadal są w szoku. Liczą straty

Niewielki ruch przy kieleckich cmentarzach. We wtorek przed południem liczba osób odwiedzających groby bliskich była taka jak w dni powszednie. Sprzedawcy kwiatów i zniczy liczą straty. "Liczyliśmy, że kupujących będzie znacznie więcej, bo przez te trzy dni straciliśmy 70 proc. rocznego dochodu" – powiedział jeden z nich.
Sprzedawcy kwiatów i zniczy nie są zachwyceni z rządowej pomocy
Z powodu zagrożenia epidemicznego wszystkie cmentarze w Polsce od soboty 31 października do poniedziałku 2 listopada były zamknięte. We wtorkowe przedpołudnie na parkingu obok kieleckich cmentarzy na ulicy Ściegiennego sporo wolnych miejsc. Zwykle na początku listopada znalezienie miejsca do parkowania graniczyło z cudem.
Po tym, jak cmentarze były zamknięte, liczyliśmy, że ludzi będzie znacznie więcej. Ruch jest taki jak w zwykły dzień – powiedział jeden ze sprzedawców kwiatów i zniczy.
Czytaj także: Zamknięcie cmentarzy – sprzedawcy kwiatów otrzymają pomoc finansową!
Sprzedawcy kwiatów i zniczy strat, jakie ponieśli nie handlując przez te dni, nie da się już odrobić
Handel we Wszystkich Świętych i dni poprzedzające to 70 proc. naszego rocznego dochodu. Nawet jak będę handlował do końca listopada, to i tak nie wyjdę na zero – podkreślił.
Rząd obiecał pomoc. 20 zł za chryzantemę doniczkową i 3 zł za chryzantemę ciętą - tyle Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa zapłaci producentom kwiatów, posiadaczowi co najmniej 50 sztuk chryzantem doniczkowych lub 200 sztuk chryzantem ciętych.
To złudna pomoc. Dla kogoś takiego jak ja to żadna pomoc. Wydaje mi się, ze to jest robione na pokaz. Przecież ja nie handluję tylko kwitami. Sprzedaję też m.in. znicze. Strat, które poniosłem nikt mi nie zrekompensuje. Te ceny za kwiaty są mniejsze od cen zakupów. Ten rok muszę już spisać na straty - nie ukrywał sprzedawca.