Informacje
29-09-2020
Przegłosowana przez Sejm ,,Piątka dla zwierząt” wprowadza między innymi zakaz hodowli zwierząt futerkowych. Zwolennicy tej ustawy przekonują, że chodzi im przede wszystkim o dobro zwierząt. Organizacje prozwierzęce nie wspominają jednak o tym, jak bardzo na zakazie ucierpi polski rynek utylizacyjny, a zyskają zagraniczni konkurenci. Nie wspominają również o swoim udziale w tym procederze i swoich kontaktach z niemiecką konkurencją.
Rynek utylizacyjny a zakaz
Wartość produktów ubocznych pochodzenia zwierzęcego, które utylizują zakłady mięsne, drobiarskie i zakłady przetwórstwa rybnego wynosi od kilkuset milionów do nawet miliarda złotych rocznie. Łącznie 750 tysięcy ton produktów ubocznych jest sprzedawanych przez zakłady hodowcom zwierząt futerkowych. Hodowane zwierzęta najzwyczajniej w świecie zjadają odpady, co jest ekologiczne i ekonomicznie opłacalne, a ten „naturalny” rynek utylizacyjny pozostaje w rękach polskich. Proponowany zakaz jednak wszystko zmieni.
Wszystkie te produkty, które teraz utylizują norki, będą musiałby być sprzedawane przez zakłady do firm utylizacyjnych, które odpady spalą. Jest to działanie nieekologiczne i nieekonomiczne, ponieważ zakłady nie tylko nie zarobią, ale również stracą przez koszt usługi utylizacji. Warto też dodać, że rynek utylizacyjny w postaci spalarni odpadów poubojowych należy do firm z zagranicznym kapitałem.
To wszystko należałoby spalić, a spalić trzeba by było w niemieckich spalarniach na terytorium Polski i za to wszystko zapłacić. Mówimy o wartości 750 tys. ton produktów ubocznych, które trafią w niemieckie ręce, za utylizację których państwo polskie będzie musiało zapłacić, czyli my podatnicy np. poprzez wyższe ceny żywności. Mówimy o kwocie ok. 1 mld złotych, które będzie trzeba zapłacić. Bój toczy się o dwie rzeczy: o przejęcie hodowli zwierząt futerkowych, ale też o przejęcie rynku odpadów, czyli tzw. produktów ubocznych pochodzenia zwierzęcego.
– tłumaczy Szczepan Wójcik, hodowca norek.
Jacek Zarzecki do ekologów w Senacie: Albo mówimy faktach albo o filmikach na YouTubie
Rynek utylizacyjny zdominowany przez niemieckie spalarnie
Niemcy stworzyły oligopol jeśli chodzi o spalarnie odpadów w Polsce. Konwencjonalny rynek utylizacyjny w większości należy do firm o niemieckim, holenderskim lub hiszpańskim kapitale: Remondis International GMBH, Sonac Brunen GMBH, Sanrec GMBH, Darling Igredients Holding B.V., APC Europe S.L., Saria International GMBH. Większość z wymienionych firm funkcjonuje jako spółki-córki Rethmann (kapitał niemiecki). Szczególną rolę odgrywa firma Saria International GMBH.
W państwach, które wprowadzają zakaz hodowli zwierząt na futra, w niedługim czasie obserwowana jest ekspansja firm utylizacyjnych, co w konsekwencji częściowo monopolizuje rynek utylizacyjny. W 2012 roku rząd Holandii wprowadził zakaz hodowli zwierząt na futra. Zaraz po wejściu w życie nowego prawa Saria połączyła się z Van Hessen, istotnie zwiększając swoje udziały w rynku i stając się największym zakładem utylizacyjnym w kraju. W tym samym roku Saria powiększyła swoje wpływy, zdobywając większościowy pakiet akcji firmy Teeuwissen.
Firma działa także w Austrii, w Niemczech (zakaz hodowli zwierząt futerkowych wprowadzono tam w 2017 roku), oraz w Czechach (zakaz hodowli zwierząt futerkowych wprowadzono tam w 2017 roku). Wejście Sarii na rynek utylizacyjny w tych krajach zbiegło się w czasie z wprowadzeniem w nich zakazu hodowli zwierząt futerkowych, czyli największego konkurenta spalarni odpadów pozwierzęcych. Od kilku lat Saria obecna jest także na polskim rynku.
Rynek utylizacyjny – o co tak naprawdę toczy się gra?
Mało tego – wyraźnie widoczne są działania firm utylizacyjnych, które próbują poprzez NGO i think-thanki wpływać na proces prawodawstwa w Polsce w taki sposób, który jest korzystny dla prowadzonych przez nie interesów. Takie działania noszą znamiona wojny hybrydowej i gospodarczej. W filmie opublikowanym w 2014 r. liderka Stowarzyszenia Otwarte Klatki, Dobrosława Gogłoza (z domu Karbowiak), przyznała, że jej organizacja obrała sobie za cel zniszczenie polskiego przemysłu futrzarskiego, a cały proces ma się dokonać we współpracy ze spółką Saria, której nazwa wprost pada w nagraniu.
Na nagraniu Gogłoza opowiada o związkach "Otwartych Klatek" z niemieckimi firmami przejmującymi rynek utylizacyjny w Polsce i spotkaniach z prezesem Jackiem Mirosławem Leonkiewiczem. Leonkiewicz to prezes firmy Animal by Products – Polski Związek Przetwórców. Kobieta twierdzi, że interes firm utylizacyjnych jest tożsamy z interesem "Otwartych Klatek". Dogadanie się tych dwóch organizacji można traktować "ograniczenia hodowli norek", ponieważ "dla rozwoju przemysłu utylizacyjnego rozwój przemysłu futrzarskiego jest bezpośrednim zagrożeniem".
Ja spotkałam się jeszcze z jakimś kolesiem z takiej korporacji SARIA
– mówi Gogłoza na nagraniu z ukrytej kamery.
Firma SARIA ma swoją siedzibę w Polsce i w Niemczech. Kapitał przedsiębiorstw zajmujących się utylizacją jest bardzo duży, czego dowodem są zestawienia finansowe z KRS. Ciekawostką jest, że w chwili, gdy mieszkańcy chcieli oprotestować powstanie w swojej miejscowości utylizatorni SARIA z powodu ogromnego fetoru, żadna organizacja "ekologiczna" nie wsparła mieszkańców w walce i nie przyłączyła się do protestów.
Likwidacja hodowli zwierząt futerkowych doprowadzi więc nie tylko do zniszczenia jednej z najbardziej dochodowych branż, ale też do monopolizacji polskiego rynku odpadów poubojowych i do groźnego uzależnienia cen żywności w Polsce od decyzji jednego podmiotu gospodarczego. Sytuacja ta jest więc wyraźnie niebezpieczna z punktu widzenia interesu gospodarczego państwa i stawia pytanie, czy organizacjom prozwierzęcym na pewno chodzi o dobro zwierząt, a nie o rynek utylizacyjny dla Niemców?
https://twitter.com/szczepan_wojcik/status/1307755375278653441
fot.wSensie,Aleksandra Kasperska/fot.youtube