Bezpieczeństwo żywnościowe w dobie pandemii koronawirusa – ze Szczepanem Wójcikiem, prezesem Instytutu Gospodarki Rolnej, rozmawia Monika Faber.

Bezpieczeństwo żywnościowe spędza sen z powiek naszym rodakom. Panie prezesie, czy Polacy mają się czego obawiać?

I tak, i nie. Bezpieczeństwo żywnościowe jest kluczowe dla stabilności państwa. Mówiliśmy o tym wielokrotnie. Wspominaliśmy, że obok bezpieczeństwa finansowego, informatycznego, militarnego czy energetycznego, to właśnie bezpieczeństwo żywnościowe jest filarem funkcjonowania państwa polskiego. Byli jednak tacy, którzy próbowali to kwestionować i dyskredytować rolników, czyli ludzi, dzięki którym dziś na półkach sklepowych nie brakuje artykułów spożywczych.

Kto taki kwestionował bezpieczeństwo żywnościowe jako ten właśnie filar, o którym pan mówi?

Jeśli przyjrzymy się sytuacjom z ostatnich kilku lat i prześledzimy historię ataków na wszelkie właściwie sektory rolnictwa, zauważymy, że dla niektórych własny interes jest ważniejszy od bezpieczeństwa żywnościowego kraju. Jaki bowiem sens ma nagabywanie ludzi na odrzucenie mięsa, mówienie o rakotwórczym rzekomo wpływie mleka, czy jajkach powodujących udary mózgu? Nie trzeba być specjalistą z zakresu medycyny, aby zauważyć, że to absurdalne argumenty. Takim jednak orężem dyskredytuje się rolników, a co za tym idzie, tak właśnie atakuje się bezpieczeństwo żywnościowe kraju.

Jak na bezpieczeństwo żywnościowe wpłynąć mogą tezy, jakoby zwierzęta gospodarskie przenosiły koronawirusa?

To kuriozum. Zostało to już zdementowane przez Głównego Lekarza Weterynarii i całą rzeszę naukowców, a ja to powtórzę – zwierzęta gospodarskie nie przenoszą koronawirusa, a więc nie zagrażają one bezpieczeństwu żywnościowemu kraju. Jest wręcz przeciwnie – obecność zwierząt gospodarskich sprawia, że – mówiąc kolokwialnie – mamy co jeść. Zresztą… możemy sobie gadać, ale aktywiści i tak będą mówić swoje. Ostatnio na przykład dowiedzieliśmy się, że zwierzęta futerkowe są jednymi z głównych wektorów przenoszenia koronawirusa. Tak perfidnego wykorzystania pandemii do ataku na polskie hodowle nawet ja się nie spodziewałem. Poza tym aktywiści zagrażają bezpieczeństwu – nie tylko bezpieczeństwu żywnościowemu – także w inny sposób. Jedna z organizacji jako skuteczny sposób na walkę z koronawirusem wskazała… dietę roślinną. Naprawdę brakuje mi słów. W sytuacji w jakiej się znajdujemy, podobne tezy powinny podlegać sankcjom karnym.

Trudno się nie zgodzić. A czy bezpieczeństwo żywnościowe jest skorelowane z silnymi wahaniami cen?

Nie, pożywienia przez to nie zabraknie. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że pośrednicy wykorzystują pandemię do nieuczciwego kształtowania cen produktów rolnych. Największe związki rolników już komentowały tę sytuację. Na szczęście o bezpieczeństwo cen, a z drugiej strony o bezpieczeństwo żywnościowe, dba UOKiK, który już rozpoczął kontrole u nieuczciwych pośredników i sprzedawców. Mało tego, są pierwsze kary. Mam nadzieję, że to skutecznie odstraszy oszustów. Nie można żerować na strachu ludzi – a jak inaczej nazwać sytuację, w której za kilogram filetu kurczęcego niektórzy każą sobie płacić 30 zł?

Reasumując – bezpieczeństwo żywnościowe kraju nie jest zagrożone? Żywności nie zabraknie?

Bezpieczeństwo żywnościowe nie jest zagrożone. Polscy rolnicy, choć często niesłusznie opluwani, i tym razem staną na wysokości zadania. Pamiętajmy także, że towar, który nie może być wyeksportowany z powodu częściowego załamania się łańcucha dostaw, trafi na sklepowe półki. Poza tym są rezerwy żywnościowe, wciąż niewykorzystane zasoby samych gospodarstw, zapasy sklepów, chłodni – można by długo wymieniać. Niektórzy na straszeniu brakiem bezpieczeństwa żywnościowego czy rzekomymi brakami na półkach sklepowych chcieliby zbijać kapitał polityczny lub prowadzić swoje nieczyste interesy. Nie ma sensu traktować tych osób poważnie. Polska jest silna siłą polskiej wsi – to zdanie kolejny raz się potwierdza.

Czytaj także: Płatności bezpośrednie, a koronawirus – instrukcje ARiMR