POLSKA NA SERIO - BIZNES
02-02-2021
COVID u norek. Szczepan Wójcik: sposób pobrania próbek na fermie w Kartuzach budzi wiele wątpliwości
COVID u norek pierwszy raz pojawił się na niewielkiej fermie pod Kartuzami w województwie pomorskim. Minister Rolnictwa i Rozwoju Wsi został poinformowany 30 stycznia 2021 r. w godzinach popołudniowych przez dyrektora Państwowego Instytutu Weterynaryjnego w Puławach o potwierdzeniu pierwszego przypadku zakażenia SARS-CoV-2 u zwierząt futerkowych (norki) w Polsce – czytamy w komunikacie na stronie Ministerstwa Rolnictwa w niedzielę 31 stycznia wieczorem. Gdy komunikat pojawia się na stronie Szczepan Wójcik, który jest pełnomocnikiem hodowcy z powiatu kartuskiego jest w trakcie spotkania z tamtejszym powiatowym lekarzem weterynarii oraz wojewódzkim lekarzem weterynarii. W trakcie spotkania rozstrzyga się sytuacja fermy norek na Pomorzu. Jednocześnie ferma została zabezpieczona przez policję.
COVID u norek – wszystkie zwierzęta do wybicia. Szczepan Wójcik: pojawia się wiele wątpliwości do sposobu pobrania próbek. Inspektor weterynaryjny był sam, nie miał odpowiednich zabezpieczeń, a zasady bioasekuracji, według hodowcy nie zostały dochowane
COVID u norek został potwierdzony na niewielkiej fermie w województwie pomorskim, gdzie 27 stycznia pobrano próbki do badań na obecności koronawirusa u zwierząt, a 30 stycznia zabezpieczono fermę i wszczęto postępowanie administracyjne w celu wybicia wszystkich norek w gospodarstwie. Na blisko 6 tys. norek hodowlanych na fermie pobrano dwadzieścia próbek, z czego cztery miały dodatni wynik na obecność koronawirusa. Wiarygodność testów PCR na obecność COVID-19 oraz sama metoda wykonania testów budzi wiele wątpliwości co do jakości. Ani powiatowy lekarz weterynarii ani wojewódzki nie zgodzili się jednak, mimo apelu Państwowego Instytutu Weterynaryjnego w Puławach na ponowne zbadanie zainfekowanych norek testem z surowicy krwi.
Absolutnie jeden wynik nie może dać pełnego przekonania co do tego, że zwierzęta na danej fermie trzeba wybić. (...) Mając duże wątpliwości, które wyczytujemy z oficjalnego pisma z Instytutu w Puławach, a także wątpliwości, o których mówi sam zainteresowany hodowca, który zwraca uwagę na to, że jego zdaniem doszło do pewnych nieprawidłowości podczas pobierania próbek. Inspektor powiatowy był sam, nie miał odpowiednich zabezpieczeń, a zasady bioasekuracji, według hodowcy nie zostały dochowane przez tego inspektora. Nawet gdyby te zasady były dochowane, skoro mówimy o wątpliwościach, ubijaniu tysięcy zwierząt, skoro mówimy o likwidacji całego dorobku życia, to chyba warto sprawdzić te wyniki, żeby tych wątpliwości nie było. (...) Powiedziano mi na spotkaniu, że nie doszło do żadnych nieprawidłowości, a inspektor pobierał próbki w sposób należyty, ale na jakiej podstawie stwierdza to powiatowy lekarz weterynarii, czy wojewódzki lekarz weterynarii, jeżeli ich nie było na miejscu?
– powiedział Szczepan Wójcik.
Jeszcze jedna rzecz jest bardzo niepokojąca w tej sytuacji, mianowicie to, że również na naszą prośbę, nie zgodzono się na powołanie biegłych, którzy oszacowali by ewentualne straty. Wyobraźmy sobie taką sytuację, gdzie dochodzi do ubicia zwierząt, te zwierzęta są utylizowane, a więc ich nie ma. Nie ma żadnych dowodów, które świadczyłyby o pewnej wartości tych zwierząt. 5,8 tys. zwierząt może być warte milion złotych, ale może być też warte 4 mln albo 400 tys. złotych. Na jakiej podstawie hodowca będzie później dochodził swoich praw? Uważam, że dochodzenie swoich praw przed sądem będzie musiało mieć miejsce
– dodaje prezes Związku Polski Przemysł Futrzarski.
COVID u norek. Szczepan Wójcik: uważam, że celowo nie znaleźliśmy się w ustawie o ochronie zdrowia zwierząt i zwalczaniu chorób zakaźnych. Ministrem rolnictwa jest lewicowy antyhodowlany aktywista, który pisze rozporządzenia mające na celu likwidację hodowli zwierząt na futra
Wykrycie COVID-u u norek na fermie pod Kartuzami budzi coraz więcej kontrowersji, choćby ze względu na podejście służb weterynaryjnych, zarówno powiatowych, jak i wojewódzkich do próśb o powtórzenie badań i potwierdzenie obecności SARS-CoV-2 u norek. Nie pomagają nawet apele Państwowego Instytutu Weterynaryjnego w Puławach, który wskazuje na możliwość nie miarodajnego wyniku w oparciu o test PCR, dlatego zaleca pobranie próbek z krwi.
Jeszcze więcej kontrowersji budzi sprawa potencjalnego odszkodowania dla hodowcy, który będzie musiał ubić i zutylizować swoje zwierzęta oraz zutylizować sprzęt i wiaty na fermie, ze względu na procedury. Zgodnie z rozporządzeniem Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi z 15 grudnia 2020 r. w sprawie zwalczania zakażenia SARS-CoV-2 u norek oraz z dnia 02 grudnia 2020 r. w sprawie określenia choroby zakaźnej zwierząt podlegającej obowiązkowi zwalczania nie przewidują żadnych odszkodowań dla hodowców norek, którzy będą zmuszeni do całkowitej likwidacji swojej fermy.<p? Przychodzi się do człowieka w nocy, o 19:00 w sobotę, informuje się go, że jutro straci cały dorobek życia, każe mu się wybijać to gospodarstwo, grożąc, że jeśli nie zrobi tego sam, a więc nie wykaże chęci współpracy z weterynarią, nie może liczyć na nagrodę. Hodowca dostał obietnicę od powiatowego lekarza weterynarii, że jeżeli będzie sam wybijał te zwierzęta, to powiatowy lekarz weterynarii wystąpi z wnioskiem do wojewódzkiego lekarza weterynarii o to, aby ten przyznał ewentualną nagrodę. Oferta była jednorazowa i ja osobiście również to usłyszałem, że jeżeli ten hodowca nie skorzysta z tej oferty dziś [w niedzielę wieczorem – przyp. red.], to jutro ta oferta będzie nieaktualna, oni sami mu te zwierzęta wybiją, a hodowca nie dostanie nic. Nagroda jest rzeczą uznaniową i powiatowy lekarz weterynarii może uznać, że należy ci się milion, czy dwa miliony zł., ale może to być też puchar, po prostu. Powiatowy lekarz weterynarii wystąpił z wnioskiem o nagrodę dla hodowcy do wojewódzkiego lekarza weterynarii, ale jak ten wniosek zostanie rozpatrzony? Nie wiem
– stwierdził Szczepan Wójcik w programie “Polska na serio”.
Uważam, że celowo nie znaleźliśmy się w ustawie o ochronie zdrowia zwierząt i zwalczaniu chorób zakaźnych zwierząt i mam przekonanie, że o równości hodowców zwierząt futerkowych wobec prawa mowy być nie może. Pamiętajmy, że minister rolnictwa, który za to rozporządzenie odpowiada, bo je pisał i który odpowiada też za wpisanie nas do ustawy uprawniającej nas do jakichkolwiek rekompensat, osobiście był sprawozdawcą piątki dla zwierząt. Osobiście mówił, że hodowle zwierząt futerkowych należy zamknąć. (...) Fakty są takie, że lewicowy aktywista antyhodowlany został ministrem rolnictwa i jest odpowiedzialny m.in. za hodowle. Ten aktywista pisze rozporządzenie, które ma na celu likwidację hodowli zwierząt futerkowych i nie daje rozporządzeń, które gwarantowałyby jakiekolwiek odszkodowania. (...) My nie chcemy mniejszych podatków dla siebie, czy lepszego traktowania, chcemy jednej rzeczy: dajcie nam spokój, dajcie nam hodować, dajcie nam prowadzić firmy, szczególnie dziś w dobie lockdownu i w dobie zamykania gospodarki. Oczywiście, spodziewamy się, że hodowla zostanie zniszczona, ale jeżeli już mamy być traktowani jak Duńczycy, to proszę, by nasz rząd traktował nas tak samo, jak duński rząd potraktował Duńczyków
– dodaje Szczepan Wójcik.
Czytaj także: Szczepan Wójcik: Każe nam się ubijać zwierzęta bez odszkodowania!