Koło Łowieckie „Zacisze” zorganizowało świąteczne polowanie. Niestety, nie chcąc doprowadzić do tragedii, byli zmuszeni zaniechać oddania strzałów.

Legalna,wigilijna impreza była zaplanowana na cały dzień, a rejonem polowania miała być gmina Dukla. Na miejscu zjawili się jednak "ekolodzy" z Karpackiego Ruchu Antyłowieckiego w towarzystwie dziennikarzy. Myśliwi zostali skutecznie powstrzymani i tylko dzięki ich przytomności umysłu nie doszło do przypadkowego postrzału osób, które uniemożliwiły im łowy. Nie chcąc nikomu uczynić krzywdy , zrezygnowali i odjechali, jak się później okazało, w inne miejsce.

„Krzykacze” zżymali się, że zmiany ustawy dotyczące przeszkadzaniu w polowaniach jeszcze nie weszły w życie, stąd mogą robić, co chcą. Jakiekolwiek próby mediacji spełzły na niczym. Nie wiemy, czy myśliwi spodziewali się takiego obrotu sprawy, ale przygotowali sobie awaryjne miejsce na odbycie wczorajszego polowania, niedaleko od poprzedniego, bo w gminie Krempna.

„Działacze” Karpackiego Ruchu Antyłowieckiego udzielili wywiadu dziennikarzom „Gazety Wyborczej”, opisując swe zmagania z myśliwymi. Twierdzili, że w łowach mieli wziąć udział pracownicy Magurskiego Parku Narodowego, jakby to miało mieć, jakieś nadzwyczajne znaczenie.

Nie bardzo wiadomo, dlaczego miejscowa prokuratura nie ściga pseudoekologów-organizatorów, którzy zjawiają się w miejscu legalnego polowania i narażają na utratę zdrowia i życia uczestników protestu.

Gdyby doszło do postrzału lub śmierci któregoś z zielonych działaczy, wybuchłaby europejska afera unijna na pełną skalę. Zapewne wielu "ekologów" tylko czeka, by mieć tego typu swoich pseudomęczenników.

Źródło: kobieta.onet/PP
Fot. za FB Karpackiego Ruchu Antyłowieckiego