O tym co ważne dla polskiej wsi.

Czyste powietrze czysty zysk Czyste powietrze czysty zysk
Talk icon

Informacje

23-09-2019

Autor: Jacek Podgórski

Czy lewica chce nam zgotować apokalipsę?

Czy lewica chce nam zgotować apokalipsę?

Polski stand up powinien poważnie zainteresować się nowym pomysłem lewicy – Zielonym Paktem dla Polski. Tragedia tego zbioru pomysłów zasadza się głównie na tym, że zdaniem jego autorów nie jest on ponurym żartem, a wizją realnych zmian.

Propozycje Wiosny, Partii Razem czy SLD mogą i powinny budzić niepokój nie tylko wśród rolników – których pakt dotyka w największym stopniu – ale przede wszystkim wśród konsumentów, których najbardziej dotkną szalone propozycje „postępowej” lewicy.

Co właściwie proponują nam Adrian Zandberg czy Robert Biedroń? Otóż domagają się oni zakończenia używania klatek w chowie i hodowli zwierząt oraz zaprzestania prowadzenia ferm wielkopowierzchniowych. Co to w zasadzie oznacza? Wyobraźmy sobie, że z rolniczej mapy Polski znikają wszelkie gospodarstwa zajmujące się przemysłowymi chowem i hodowlą. Wraz z nimi zniknęłaby produkcja warta w skali roku około 7,5 mld EUR, czyli mniej więcej tyle, ile wynoszą roczne nakłady z tytułu realizacji programu Rodzina 500+.

Lewica powie zapewne – „Ależ skąd! Te pieniądze nie znikną. Przecież małe i średnie gospodarstwa przejmą schedę po największych producentach”. Nic bardziej mylnego. Nie przejmą. A to wszystko przez rozwiązania, którym niezmiernie kibicuje sama lewica. Po pierwsze na „upchnięcie” zwierząt w mniejszych gospodarstwach po prostu nie ma miejsca, biorąc pod uwagę nowe odległości zaproponowane w ustawie „antyodorowej”, która znacznie odsuwa możliwość prowadzenia działalności rolniczej od zabudowań. Po drugie mniejsze gospodarstwa cechują się kilkukrotnie mniejszą wydajnością. Konsekwencje planu lewicy byłyby zatem następujące: mniej mięsa, jego wyższe ceny, spadek eksportu, wzrost bezrobocia i wzrost importu tegoż mięsa. Nie ma innej drogi. Czekałby nas rekordowy import mięsa z Brazylii, USA, Chin, Ukrainy i innych chętnych na wysyłkę do kraju nad Wisłą. To dla lewicy nawet wygodne, pamiętając jak ochoczo wspierała podpisanie umowy handlowej na linii Unia Europejska – Mercosur. Ta sama Lewica uważa też chyba, że cały świat bezrefleksyjnie weźmie przykład z polskiej empatii do zwierząt i zakaże używania rzeczonych klatek. Przecież to jasne, że natchnieni polskim duchem Chińczycy, Niemcy czy Amerykanie zarzucą wypracowywany przez lata model gospodarki rolnej. Przecież nie będą chcieli wysyłać na nasz potrzebujący rynek gigantycznego wolumenu mięsa. To dla lewicy jasne. Chiny zwiększyły import mięsa, ponieważ w ich kraju niepowetowane straty wyrządził ASF. Chińczycy mają zatem wirusa, a my lewicę.

Ta sama lewica domaga się likwidacji polskiego przemysłu futrzarskiego. Uważnego odbiorcy zielonych komunikatów fakt ten nie powinien dziwić. Zastanawiający jest tu bowiem wątek niemieckich firm utylizacyjnych, dla których producenci zwierząt hodowanych na futra są jedyną konkurencją w rywalizacji o surowiec (zwierzęta futerkowe żywią się pozostałościami po produkcji drobiu i przetwórstwie rybnym, czyli odpadami, które – gdyby nie norki amerykańskie – musiałyby zostać poddane spalaniu przemysłowemu). Po decyzjach UOKiK i zgodzie na przejęcie przez niemiecką spółkę Saria trzech polskich firm zajmujących się utylizacją odpadów: Eko-Stok, Kemos i Struga S.A., w rękach samej tylko Sarii znalazło się ponad 50% polskiego rynku odpadów. Warto jednak zauważyć, że Saria jest częścią wielkiej niemieckiej spółki Rethmann (jej obrót wyniósł w ubiegłym roku 8 mld euro), która kontroluje ponad 90% rynku odpadów.

Nagranie z serwisu YouTube zatytułowane Przychodzi utylizator do ekologa rzuciło nowe światło na sprawę motywacji aktywistów względem wprowadzenia w Polsce zakazu hodowli zwierząt na futra. Prezes Stowarzyszenia Otwarte Klatki – jednego z najprężniej działających stowarzyszeń prozwierzęcych w Polsce – przyznaje, że spotkała się z przedstawicielem firmy Saria. Uznano wtedy, że oba środowiska łączy wspólny cel, czyli walka z polskim przemysłem futrzarskim. W tej sprawie zgłaszane były liczne interpelacje, ale także zawiadomienia do Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego czy Centralnego Biura antykorupcyjnego. Służby do dziś badają sprawę, analizując czy nie miało tu dojść do próby wrogiego przejęcia. Sytuacja ta jednak łudząco przypomina to, co w ostatnim ćwierćwieczu działo się z polskim sektorem cukrowniczym, stoczniami, plantacjami chmielu czy z  górnictwem.

Zwolennicy wprowadzenia zakazu hodowli zwierząt futerkowych celowo pomijają także argument dotyczący funkcjonowania rynku. Jeżeli – teoretycznie – fermy zostałyby w Polsce zdelegalizowane, z pewnością przeniosłyby się one do innych krajów. Informacje prasowe płynące z Ukrainy jednoznacznie nakłaniały tamtejszych rolników do inwestowania w fermy futrzarskie ze względu na niestabilną sytuację w naszym kraju. W związku z embargiem na drób na linii UE-Rosja, Rosjanie zaczęli inwestować w fermy drobiu. Znaczne ilości surowca do skarmiania zwierząt futerkowych doprowadziły do dynamicznego rozwoju branży w tym kraju. Wielki potencjał wciąż cechuje chińską gospodarkę, która według wielu analiz stała się największym producentem skór zwierząt futerkowych. Wciąż rozwijają się rynki skandynawskie, a Grecja i Portugalia zwracają 50% kosztów inwestycji w przypadku budowy w tych krajach ferm zwierząt futerkowych. No, ale tego lewica nie widzi.

Czego jednak możemy spodziewać się po ugrupowaniu, którego przedstawicielka – pani Sylwia Spurek – uparcie twierdzi, że polskie krowy są gwałcone, zapotrzebowanie energetyczne Polski da się zaspokoić dzięki wiatrakom, a węgiel wcale nie musi być dla kraju ważny. Odpowiedź brzmi: niczego dobrego.

 

Jacek Podgórski

dyrektor Instytutu Gospodarki Rolnej

 

fot. Agnieszka Radzik

swiatrolnika.info 2023