Talk icon

Informacje

08-06-2020

Autor: Robert Wyrostkiewicz

Organizacje prozwierzęce zniszczyły mi życie. Zaczynałem od krowy kupionej za kasę z 18-stki...

Człowiek vs. organizacje prozwierzęce bywa bez szans

Organizacje prozwierzęce niszczą życia hodowców i często utylizują zwierzęta zamiast je ratować. Jeszcze częściej je sprzedają. Tym razem ich ofiarą padła niezamożna lekarz, która za ostatnie pieniądze ratowała czworonogi. Animalsi zabrali jej wszystko. W 2018 r w Starym Czarnowie Grzegorz Bielawski z Pogotowia dla Zwierząt, skazany później za przywłaszczania i inne przestępstwa, krótko przed zawieszeniem przez sąd zarządu Pogotowia wykonał jedną ze swoich koszmarnych interwencji. Co ciekawe, Bielawski do dzisiaj jest gościem TVN ds. ratowania zwierząt, a organizacje prozwierzęce dalej uznają w przestępcy autorytet.

Organizacje prozwierzęce pomagają czy napadają?

W dniach 29-31 marca 2018 r. Pogotowie dla Zwierząt zabrało dr Lidii Pięcie ponad setkę psów, kotów, krów, świń, koni i innych zwierząt. Wśród nich były też psy jamniki szarpeje. Te drugie w typie rasy albo rasowe, ponieważ dr Pięta miała szczególny sentyment dla tej rasy. Uznano, że zwierzęta miały niewłaściwe warunki. Ten sam argument padał na niemal wszystkich interwencjach Pogotowia dla Zwierząt, a jego wartość określiły wyroki sądów, a były to wyroki niekorzystne dla Pogotowia.

Poza jamnikami doktor pomagała wszystkim przywiezionym do niej zwierzętom potrzebującym pomocy. Sama jest lekarzem internistą i na co dzień przyjmuje ludzi. W okolicy nie było schroniska więc doktor po pracy zajmowała się chorymi zwierzakami. Kupowała, przyjmowała, leczyła za swoje pieniądze. Za własne pieniądze je także żywiła

– mówi nam Maria Sowińska, prezes Stowarzyszenia Pokrzywdzeni przez System, wieloletni opiekun bezdomnych zwierząt.

To szokujące, ale przyzwyczailiśmy się do tego, że organizacje prozwierzęce, domorośli animalsi bez żadnego wykształcenia medycznego wiedzą więcej o dobrostanie zwierząt niż lekarze, inspekcja weterynaryjna i oczywiście sami hodowcy. Bielawski z Pogotowia dla Zwierząt, dzisiaj już recydywista pełną gębą, jest tego najlepszym przykładem. Wielokrotnie robił pokazówki, gdzie przy kamerach wchodził na teren prywatny, dotykał jakieś zwierzę i po paru sekundach wyrokował, że otłuszczenie albo zapalenie spojówek. Wszystko po to, by przedstawić hodowcę jako złego człowieka, przejąć hodowle warte często dziesiątki tysięcy złotych i od razu wszcząć zbiórki w Internecie na leki, karmę itd. Powiedzmy sobie szczerze, dla wielu organizacji prozwierzęcych to był zwykły biznes

– dodaje Piotr Kłosiński, prezes Polskiego Porozumienia Kynologicznego.

Organizacja wybrała deszcze, by ratować świnie z błota…

organizacje prozwierzece niszcza hodowcowTo nie tylko absurd, ale też perfidna strategia wielu organizacji prozwierzęcych. Te zazwyczaj wybierają najbardziej dogodny dla siebie moment, by zabrać komuś dobytek. W Starym Czarnowie organizacje prozwierzęce zrobiły to wykorzystując pogodę.

Zabrano zwierzęta, bo po najbardziej mokrym od 130 lat roku w roztopy było błoto. W 2017 roku wielu rolników nie zebrało plonów, utopiło się trochę sadów. Wszędzie były podtopienia. Nasycenie wody w glebie osiągnęło 100 proc. Mrozy na kilka dni dały nam oddech, ale w marcu 2018 zaczęły się roztopy; znowu było błoto. Było w całej gminie! W wielu domach ludzie w piwnicach mieli wodę. W sąsiedniej gminie w 2017 r. topiły się cielaki i sam pomagałem wyciągać krowy. Takie okoliczności wykorzystali pseudoekolodzy, żeby pokazać, że źle trzymamy zwierzęta i okazało się, że nawet zdjęcie świni w błocie może zelektryzować nie mających pojęcia o życiu na wsi obrońców zwierząt. To była koszmarna manipulacja, która pokazała mi, że ludziom można sprzedać każde kłamstwo. W wielkim świecie to się nazywa przyjęcie odpowiedniej narracji medialnej zaproponowanej przez organizacje prozwierzęce. W moim świecie to się nazywa kłamstwo, krzywda i cierpienie

– mówi w rozmowie ze SwiatRolnika.info Krzysztof Wyrwas, wychowanek dr Lidii Pięty ze Starego Czarnowa, który tu znalazł rodzinę zastępczą i tu pokochał pracę ze zwierzętami.

Nasze zwierzęta na czas potopu stały na utwardzonej części posesji, mając mokro na kilkanaście centymetrów, a nie pod brzuchy, a jednak to nam je odebrano z powodu złych warunków choć na pogodę nie mieliśmy wpływu i nie zagrażało im to, bo najgorsze było za nami. „Ratowacze'” zjawili się wiosną, gdy łąki już zieleniały i były suche. Jesienią 2017 roku skończyłem melioracje, ale to były podtopy rekordowe w całej okolicy. I co zrobili ludzie z Pogotowia dla Zwierząt?

– pyta Krzysztof Wyrwas i przypomina tragiczne zajście z 2018 roku.

Wpadli z kamerami i nawet świnie z błota ratowali. I tak oto przez pogodę zniszczono to, co budowałem wiele lat. Zaczynałem od jednej krowy kupionej za kasę z 18-stki. Tzw. ekolodzy zniszczyli mi życie i zabrali wszystko co kochałem. Czy jest sens zaczynać od nowa? Nikt nie wie jaka może być pogoda za rok czy dwa. Moje pieniądze przez 9 lat lokowałem w to, co mi zabrano i na czym zarobili tzw. obrońcy zwierząt. Nie wiadomo co stało się z większością moich zwierząt. Poszły na handel, pewnie część na ubojnię, a kasa do kieszeni animalsów? Dzisiaj Pogotowie dla Zwierząt i ich prezes dostali lanie od sądów za inne interwencje u ludzi. Co z tego, skoro Bielawski i jego ekipa dalej działają, jeżdżą po takich stacjach jak TVN czy RdC i pomimo wyroków są traktowani jako eksperci od dobrostanu zwierząt?

– dodaje poszkodowany hodowca.

SwiatRolnika.info opisywał wielokrotnie sytuacje, kiedy rolników i hodowców zwierząt, zarówno towarzyszących jak i gospodarskich atakują animalsi. Organizacje prozwierzęce zazwyczaj działają wówczas w świetle zaprzyjaźnionych mediów i imitując działania urzędowe.

Czytaj także: Organizacje prozwierzęce - złodzieje czy chamy? Zobacz co zrobili staruszkom!

Banda złego?

To co stało się w Starym Czarnowie ma jeden charakterystyczny punkt wspólny z wieloma innymi interwencjami organizacji prozwierzęcych, które stanowią raczej część kartelu prozwierzęcego niż są jakimiś prawdziwymi przyjaciółmi zwierząt. Ten punkt wspólny to to, że po latach, życie ludzi jest zrujnowane, „uratowane” zwierzęta są sprzedane lub zjedzone, a bezkarni pseudoekolodzy są bohaterami mediów i jadą dalej w Polskę w swoich chińskich mundurkach z pieczątkami z kartofla kupionymi za kasę z 1 procenta; jadą na kolejne szabry szumnie nazywane interwencjami

– puentuje Piotr Kłosiński, kynolog z PPK.

Co tak naprawdę stało się w Starym Czarnowie?

Podsumowania, którego nie podały powierzchowne media skupiające się na linczu na właścicielach zwierząt, dostarczyła Maria Sowińska, która od lat bada organizacje prozwierzęce, opisując te z nich, które działają bezprawnie lub na granicy prawa.

Zabrane przez Pogotowie dla Zwierząt czworonogi zniknęły, zostały oddane do adopcji, mimo, że proces jeszcze trwa. Jeden z koni pracuje w szkółce, mimo, że nie było przepadku zwierząt, a na utrzymanie świń pani Lidia płaci do Gminy 3000 zł miesięcznie. Psy rozdano, sprzedano i tyle je widziano

– relacjonuje Sowińska.

Sprawa wątpliwej wagi, jeżeli chodzi o zasadność interwencji wykonanej w Starym Czarnowie przez Pogotowie dla Zwierząt w Trzciance, którego prezes Krystyna Kukawska występuje jako prezes Pogotowia dla Zwierząt i prezes fundacji Pańska Łaska w jednym, a jej były pracownik Grzegorz Bielawski, późniejszy prezes Pogotowia dla Zwierząt wiedzie prym w obydwu instytucjach. Kto pozwala, by sprawa toczyła się przed Sądem Rejonowym w Szczecinie, który odpowiedzialny jest za zabrane zwierzęta i aby dysponowano nimi dowolnie, rozdawano, sprzedawano i wykorzystywano do pracy w klubach jeździeckich? Jak można dowolnie dysponować czyjąś własnością w tak skandaliczny sposób? Jakie i gdzie trzeba mieć koneksje, aby tak pomiatać ludźmi i własnością człowieka, w tym wypadku zwierzętami? Nie rozumiem postępowania sędziego, który prowadzi sprawę i nie troszczy się o majątek wart kilkadziesiąt tysięcy złotych. Czyżby pan sędzia zaocznie już skazał oskarżoną Lidię Piętę i rozprzedawał jej majątek?

– pyta prezes Stowarzyszenia Pokrzywdzeni przez System.

Lincz na doktor Lidii

Media i internauci oraz oczywiście organizacje prozwierzęce wydali wyrok i urządzili lincz na lekarzu, Lidii Pięcie, na podstawie zdjęć psów w błocie. Zdjęcia mają wielką moc. Ludzka nienawiść jeszcze większą.

Wiem, jak to wygląda, ale ja też żyję w takich warunkach. Nie zaprzeczam, że jest błoto, ale nic na to nie poradzę. Dopiero teraz zrobiło się ciepło i możemy wywieźć obornik. Przecież dobrze wiemy, jaka była pogoda - ale te psy były szczęśliwe. Czy któryś z tych psów wygląda na głodzonego? Ja telefonowałam do ośrodków, w których teraz się znajdują, i w żadnym nie usłyszałam, żeby pieski były w złej kondycji. Wręcz odwrotnie, powiedziano mi, że jamniki to powinno się nieco odchudzić

– mówiła w 2018 r. dr Lidia Pięta „Głosowi Szczecińskiemu”, jednak jej słowa nie przebiły się przez dziesiątki newsów o horrorze zwierząt w Starym Czarnowie, pomimo, że nawet wówczas część dziennikarzy musiała przyznać, że „Wiele zwierząt trafiało do Pani Lidii chorych, a ona z własnych środków je leczyła. Jednak warunki, w jakich zwierzęta żyły odbiegały znacznie od normy i zagrażały życiu zwierząt oraz kobiety”.

Być może dr Lidia Pięta i jej wychowanek, Krzysztof Wyrwas mieli za dobre serce. Niewystarczająco asertywnie reagowali na kolejne podrzucane im zwierzęta. Do tego doszły powodzie i błoto. Jednak nic nie usprawiedliwia tego, co zrobiło Pogotowie dla Zwierząt, a to w swojej historii wielokrotnie bezprawnie przywłaszczało sobie zwierzęta lub ratowało tak inwentarz gospodarski, że tuż po odebraniu go od właścicieli pogłowie trafiało do ubojni. Dlaczego więc zdarzało się, że ratowanie animalsów polegało na zabijaniu? Jak nie wiadomo o co chodzi to…

Obecnie sprawa Starego Czarnowa trafiła do sądu w Gryfinie. Niestety, zwierzęta dalej są rozdawane i sprzedawane, pomimo, że mogłyby wrócić do zlinczowanej w Internecie lekarz i jej wychowanka.

Robert Wyrostkiewicz

Fot. Pixabay.com

swiatrolnika.info 2023