O tym co ważne dla polskiej wsi.

Czyste powietrze czysty zysk Czyste powietrze czysty zysk
Talk icon

Wywiady

16-03-2023

Autor: Piotr Lisiecki

Ukraińskie zboże zalało rynki. Lisiecki: Zyski ze sprzedaży czerpali oligarchowie

Ukraińskie zboże

Piotr Lisiecki w wywiadzie dla naszego serwisu podkreślił, że napływające do Polski ukraińskie zboże, drób czy jaja w większości pochodziły od oligarchów.

Prezes Krajowej Izby Producentów Drobiu i Pasz w rozmowie z Ewą Zajączkowską-Hernik wyjaśnił również, że pochodzące z Ukrainy produkty rolno-spożywcze znajdują się poza wszelką kontrolą weterynaryjną. Dodał, że te niższe standardy pozwalają znacząco obniżyć cenę, stanowiąc nieuczciwą konkurencję dla europejskich producentów.

Lisiecki: Ukraińskie zboże i produkty rolne są poza jakąkolwiek kontrolą

Ewa Zajączkowska-Hernik: Mamy sytuację taką, że poza zbożem, w ramach całej liberalizacji handlu z Ukrainą do Polski napływa też bardzo dużo drobiu i jaj. AVEC wskazał, że import mięsa drobiowego do Unii Europejskiej wzrósł o 94%, a jaj o ponad 1300%. Do Unii Europejskiej oczywiście. Jakie to ma konsekwencje dla sektora produkcji drobiu i jaj?

Piotr Lisiecki: Najpierw gwoli sprostowania, to ten wzrost jest spektakularny, licząc od początku 2022 roku. Trzeba uczciwie przyznać, że w momencie wybuchu wojny najwięksi eksporterzy ukraińskiego drobiu – mam na myśli przede wszystkim koncern MHP – zadeklarowali, że zaprzestają eksportu i skupią się na aprowizacji ukraińskiej armii oraz zapewnieniu dostaw na rynek wewnętrzny. Zatem ten poziom, od którego startujemy, był jednak trochę niższy niż w latach ubiegłych. Niemniej jednak później wycofali się z tych deklaracji. Prawdą jest również, że wzrost jest znaczący. Powód, dla którego tak się stało to przede wszystkim decyzja Parlamentu Europejskiego z maja 2022  o zawieszeniu na rok ceł na ukraińskie produkty spożywcze. A zatem nie ma ceł, a ukraińskie zboże, drób i jaja płyną na rynek Unii Europejskiej. Dla polskich hodowców oczywiście oznacza to zwiększoną konkurencję ze strony podmiotów, które nie muszą przestrzegać tych restrykcyjnych norm unijnych i właściwie w tej chwili są poza jakąkolwiek kontrolą. Trudno sobie wyobrazić, żeby jacyś inspektorzy weterynaryjni zdecydowali się jeździć, sprawdzać ukraińskie fermy w kraju objętym wojną. Zatem unijny rynek zalewany jest mięsem zdecydowanie gorszej jakości niż te, które produkują hodowcy w Unii. Te niższe standardy pozwalają znacząco obniżyć cenę. Konsument europejski zorientował się już, że drób ukraiński nie jest tak samo dobrej jakości, jak ten produkowany w Unii i żeby trochę go zmylić, różne firmy zachodnioeuropejskie, konfekcjonujące, zaczęły stosować technikę mieszania mięsa pochodzącego np. od dużego polskiego producenta i właśnie od ukraińskiego MHP. To chodzi o drób porcjowany na tackach, kiedy np. pierś z kurczaka jest z Cedrobu, a reszta elementów z kurczaka ukraińskiego.

Ewa Zajączkowska-Hernik: Ale to jest oszukiwanie konsumentów.

Piotr Lisiecki: Teoretycznie tak z drugiej strony skoro konsument daje się oszukiwać, bo sugeruje się ceną, no to właśnie jest oszukiwany. Bardzo ważna rzecz, którą chcielibyśmy podkreślić, to fakt, że zyski ze sprzedaży ukraińskiego zboża, drobiu czy jaj trafiają do garstki oligarchów posiadających podwójne, a nawet potrójne paszporty. Na przykład M HP, spółka giełdowa notowana na giełdzie w Londynie, jest zarejestrowana na Cyprze, a zatem zyski z tego handlu w niewielkim stopniu wspomagają wysiłek wojenny ukraińskiego żołnierza. Muszą to wiedzieć wszyscy, niezależnie od tego, jaki mają stosunek do wojny rosyjsko-ukraińskiej.

Ewa Zajączkowska-Hernik: Chciałabym jeszcze na chwilę wrócić do tego wątku  oszukiwania konsumentów czy dawania się konsumentom oszukać? Pojawia się podstawowe pytanie, jeżeli polskie firmy importując mięso drobiowe z Ukrainy, mieszają to mięso…

Piotr Lisiecki: Tutaj wejdę Pani w słowo, ale nie są to polskie firmy. Jestem przekonany co do jednej firmy w Holandii. Po prostu pracująca tam na kontraktach polska obsługa jednej z chłodni z okolic Venlo wychwyciła, że sprowadzają oni polskie i ukraińskie mięso oraz sprzedaje je po zmieszaniu na tackach. Oferowane mięso porcjowane na tackach pozwala uzyskać niższą cenę, bo część towaru jest sporo tańsza, a część trochę droższa.

Ewa Zajączkowska-Hernik: Pytanie, czy to mięso na tackach wtedy jest rzeczywiście tańsze? Bo jeżeli jakaś firma importuje mięso z Ukrainy, która rzeczywiście z uwagi na brak pewnych wymogów dotyczących produkcji jest tańsze, to czy rzeczywiście konsument w ostateczności otrzymuje tańszy produkt na półce sklepowej, bo obawiam się, że nie. Jak chodzę po zakupy, to nie widzę, żeby coś tam staniało i być może moi sprzedawcy mięsa nie mieszają.

Piotr Lisiecki: Raczej nie, bo na polskim rynku byłoby to pewnie do wychwycenia. Dlatego, że polscy producenci starają też się pilnować swojej jakości i dają swoje brandy. Jak jest mięso z Drobexu, Cedrobu  czy Drosedu, oznakowane brandem “Firmy Polskiej”, to polski producent, polski dostawca dba o to, żeby nie być związanym z jakimś podejrzanym procederem. Natomiast są brandy marketowe, a właściwie takie no name czy z brandem sieci marketów i wtedy rzeczywiście można kupić cuda. 

Ewa Zajączkowska-Hernik: Konsument świadomie się decyduje, no bo rzeczywiście wygrywa tutaj ta sama cena. Mięso na targu jest znacznie droższe niż to w markecie. Zaznaczył Pan, że rzeczywiście importowane ukraińskie zboże, mięso czy jaja nie wzbogacają rolników, a oligarchów. A nawet być może nie obywateli Ukrainy, bo są również pogłoski, że to są rosyjscy właściciele koncernów. Przejdźmy jednak do kolejnego pytania. Czy spodziewa się Pan podobnego kryzysu i tąpnięcia na rynku drobiu i jaj, jakie przeżywają obecnie producenci zbóż? Wiemy, co się dzieje na rynku zbóż. Rolnicy mają problem ze zbytem swoich płodów rolnych, nawet jeżeli mogą je dziś sprzedać, to po tak niskich cenach, że mówią wprost o braku rentowności produkcji. Zaczyna się bardzo duży problem. Jak ten kryzys zbożowy wpływa na sektor produkcji drobiu i jaj?

Piotr Lisiecki: W światowym bilansie jaj, surowca trochę brakuje. Jest to wynik przede wszystkim ptasiej grypy, która w zeszłym roku demolowała Stany Zjednoczone. A w tym roku na podobną skalę mamy notowaną ptasią grypę w Azji. To powoduje, że w skali globu surowca trochę brakuje. Niedużo, ale trochę a w szczególności dla celów przetwórczych. Brakuje po prostu jajek do majonezów, makaronów czy wyrobów cukierniczych. W rezultacie jest w dalszym ciągu popyt na jaja z Polski. Jest też wyraźne spłaszczenie różnicy między jajkami bio, eko, organic, a jajkami z chowu klatkowego, ponieważ przetwórstwo ich nie rozróżnia i właściwie płaci za kilogram surowca, a nie za system utrzymania ptaków. To, wraz ze zbliżającymi się świętami, które są tradycyjnie okresem zwiększonej konsumpcji jajek na rynku polskim, daje polskim hodowcom nadzieję na rentowność. Na dziś Krajowa Izba Producentów Drobiu i Pasz spodziewa się, że cena hurtowa jajka w klasie M osiągnie 70-72 grosze przed świętami. A po świętach spodziewamy się nieznacznej korekty, ale nie wynika ona z jakichś trendów, tylko tradycyjnie po Wielkiejnocy mieliśmy do czynienia z korektą cen. Co do braku cła na produkcję drobiarską, to oczywiście tańsze surowce paszowe dają możliwość produkować taniej. Polscy hodowcy tym tańszym surowcem, zresztą nie tylko z Ukrainy, kompensują sobie większe koszty utrzymania ferm. W szczególności wyższe ceny gazu do ogrzewania i energii elektrycznej do zasilania zakładów. Więc to, co zyskujemy na tańszym zbożu paszowym, w praktyce musimy oddać dostawcom gazu i prądu.

Zobacz także: Białkowski: Odblokowanie terminala w Świnoujściu wsparłoby eksport zboża

swiatrolnika.info 2023