O tym co ważne dla polskiej wsi.

Czyste powietrze czysty zysk Czyste powietrze czysty zysk
Talk icon

Wywiady

03-01-2023

Autor: Ewa Zajączkowska-Hernik

KPS wykończy polski sektor mleczarski? Krupiński: Nowe przepisy utrudniają nam pracę

KPS

Konrad Krupiński w mocnym wpisie na Facebooku przypomniał, że za kilka tygodni zacznie obowiązywać KPS, który jego zdaniem może zniszczyć polski sektor mleczarski. 

Według wiceprezesa Warmińsko-Mazurskiego Związku Hodowców Bydła Mlecznego przepisy Krajowego Planu Strategicznego były pisane przez urzędników, którzy krowę widzieli na obrazku. Podkreśla on, że wprowadzone zostaną nieżyciowe wymogi, które pozbawiają hodowców możliwości uzyskania dopłat.

Sektor mleczarski alarmuje: KPS nas wykończy

Ewa Zajączkowska-Hernik: W swoim poście na Facebooku napisałeś, że urzędnicy pozbawiają producentów mleka możliwości uzyskania dopłat. O co chodzi konkretnie?

Konrad Krupiński: Przepisy KPSu bardzo mocno ograniczają dopłaty dla mleczarzy i utrudniają im pracę w gospodarstwie. Chodzi na przykład o wymogi dotyczące ekstensywnego użytkowania TUZ z obsadą zwierząt. Hodowcy mogliby dostać 500 zł do ha każdego TUZ. Ale nie dostaną, bo muszą co 3-4 lata przeorywać TUZ w celu odsiewu i dbania o jakość runi, żeby krowy miały odpowiednie pożywienie. A w tym ekoschemacie przeorywanie jest zakazane. Kolejna wymóg, który musimy spełnić, żeby dostać dopłaty to wzbogacenie struktury upraw o różne gatunki. Przecież gospodarstwa mleczne uprawiają zazwyczaj użytki zielone i kukurydzę. I nagle muszą wprowadzić trzy czy cztery kolejne rośliny! To bez sensu. Gdzie niby mamy je uprawiać? Nie mamy aż tyle ziemi. Poza tym stosujemy  naturalne nawozy: obornik gnojowicę, gnojówkę, więc i tak wzbogacamy glebę w substancje organiczne. Kolejnym absurdem jest zakaz orki na zimę i utrzymywanie pokrycia gleby w 80 proc. od 1 listopada do 15 lutego. Przecież nie każde gospodarstwo ma możliwość wejścia w “bezorkę”, bo to wymaga ciągników o większych mocach. Takich nieżyciowych przepisów jest więcej. Mam wrażenie, że to wszystko było pisane przez osoby, które krowy widziały tylko na YouTubie albo w reklamie. A przecież rolnicy do każdej z trzech wersji KPS wysyłali zmiany i propozycje. Ostatecznie większość tych propozycji nie została ujęta. Oczywiście wszyscy dookoła na czele z komisarzem Wojciechowskim mówią, żeby rolnicy zaangażowali się w układanie nowej polityki rolnej. Ale jak przychodzi co do czego, to naszych uwag nikt nie słucha. Zaczynamy być więc zirytowani takim sposobem wprowadzania zmian.

Ewa Zajączkowska-Hernik: Jakie byłyby twoim zdaniem skutki dla sektora mleczarskiego, jeżeli zostalibyście pozbawieni części dopłat albo całości, jeżeli nie spełni się tych wymogów, które są ujęte w KPSie?

Konrad Krupiński: KPS wymusza na nas prowadzenie co najmniej trzech różnych upraw na gruntach rolnych, przy czym uprawa główna nie może stanowić więcej niż 60% gruntów ornych, a dwie główne łącznie mogą zajmować 90 proc. powierzchni. A przecież większość mleczarzy tak naprawdę uprawia kukurydzę na kiszonkę. Jak ma się 50 hektarów – czyli około 100 krów – to jest to 30-40 hektarów kiszonki plus użytki zielone, które też dbają o bilans glebowy. Część gospodarstw nie ma wystarczającej ilości ziemi, żeby mogły uprawiać kukurydzę w płodozmianie. Ale jak już mówiłem, stosują za to gnojowicę, obornik, więc dbają o ziemię. A w KPS ktoś zupełnie nie znający realiów produkcji mleka  założył, że musi być kilka grup upraw i określił procentowo ich powierzchnię. Niestety, nikt nie wnika w problem bezumownych dzierżaw. A rolnik, który ma 20-30 hektarów i kolejne 40 ha uprawia na gębę od innych rolników, będzie musiał się zastanawiać, jak sporządzić bazę paszową dla swoich zwierząt, żeby miały odpowiednią ilość kukurydzy, siano-kiszonek, a także słomy do paszowozu czy podścielenia. Dlaczego? Bona gruntach dzierżawionych właściciel będzie musiał trzymać się nowych wytycznych i wprowadzić co najmniej trzy różne uprawy. 

Ewa Zajączkowska-Hernik: Jak urzędnicy mają to sprawdzać, ile procent ziemi przeznacza się na jaką uprawę? Przecież to jest nieweryfikowalne.

Konrad Krupiński: Będzie to weryfikowalne na podstawie wniosku.

Ewa Zajączkowska-Hernik: Czyli to wy deklarujecie?

Konrad Krupiński: Tak, my to będziemy deklarować, a ARiMR będzie przeprowadzał losowe kontrole. Niestety, urzędnicy nie wzięli pod uwagę, że my, mleczarze produkujemy bardzo dużo nawozów naturalnych, które poprawiają zdolność magazynowania wody w glebie. Kolejną zaletą towarowej produkcji pasz objętościowych jest pochłanianie dwutlenku węgla. Jeden hektar kukurydzy pochłania sześć razy więcej CO2 niż jeden hektar lasu! Ale tego urzędnicy nie zauważają. Wymyślili bzdurne wymogi, a my żeby je spełnić będziemy chyba musieli ograniczyć produkcję zwierzęcą, bo nie będziemy w stanie wyżywić zwierząt. Poza tym są tam sprzeczne zapisy. Ekoschemat Dobrostan zwierząt przewiduje dopłaty za utrzymywanie zwierząt na ściółce, ale w ekoschemacie Rolnictwo węglowe rolnik otrzyma środki, jak zetnie słomę i ją stalerzuje. W efekcie, żeby tę słomę pozyskać do ścielenia z gospodarstw roślinnych, będzie trzeba sporo do niej dopłacić. Komisarz Wojciechowski może i ma dobre chęci, ale dobrymi chęciami to jest piekło wybrukowane. 

Ewa Zajączkowska-Hernik: Może w takim razie trzeba zrezygnować z tych dopłat? Na przykład minister Ardanowski mówi, że rolnicy będą teraz odchodzili od dopłat, bo już mają dosyć tych kontroli. Natomiast same dopłaty są tak małe, że tak naprawdę nie są już wsparciem.

Konrad Krupiński: Dopłaty nie są przymusowe. Zresztą sami pracownicy w państwowych instytucjach doradczych mówią, że “dopłata to nie jest konieczność i jest dobrowolna”. Jak się nie spełnia warunków, to się nie dostaje kasy. Tylko z narracji polityków PiS wynika, że gospodarstwa dostaną wyższe dopłaty. I ludzie w to wierzą. A to nie jest prawda. 99% rolników, którzy złożą wniosek o dopłatę, dopiero jesienią naprawdę się przekona, że dostanie mniej. 

Ewa Zajączkowska-Hernik: Da się funkcjonować bez tych dopłat z KPSu? Twoim zdaniem sektor mleczarski poradziłby sobie bez nich? 

Konrad Krupiński: Myślę, że w obecnych czasach gdy inne kraje mają subwencje, dostają dopłaty i jeszcze inne formy pomocy, to my będziemy przegrani. Już teraz poszczególne związki rolnicze zaczynają mówić o strajkach. Cena zbóż i kukurydzy po prostu jest tragiczna. W naszym gospodarstwie, jeżeli byśmy kosili miesiąc później, to bylibyśmy 150 tysięcy złotych straty. Gdybyśmy sprzedali później, to nie starczyłoby nam na faktury za nasiona, nawozy czy na opłacenie usługi koszenia, nie mówiąc już o tym, że dla nas by nic nie zostało. Tak naprawdę tragedia na polskiej wsi zacznie się dopiero teraz. Wielu rolników, którzy mają zboża i produkcję roślinną, nie może sprzedać ziarna, bo firmy skupujące mają tańsze ziarno techniczne z Ukrainy. Pod koniec roku jedna z największych spółdzielni mleczarskich obniżyła cenę o 43 gr za litr surowca, czyli to początek kryzysu branży mleczarskiej  w kraju. Ceny mleka przerzutowego, masła i sera bardzo spadły ,przez to mleczarnie zaczynają obniżać cenę na skupie, a ceny środków do produkcji są nadal rekordowo wysokie. 

Czytaj też: Krajowy Plan Strategiczny przeraża rolników. Kowalczyk: Jest możliwość zmian

swiatrolnika.info 2023