O tym co ważne dla polskiej wsi.

Czyste powietrze czysty zysk Czyste powietrze czysty zysk
Talk icon

Informacje

23-02-2021

Autor: Monika Faber

Hodowla zwierząt futerkowych w Polsce, czyli jak PiS traktuje rolników i gospodarkę

Hodowla zwierząt futerkowych

Hodowla zwierząt futerkowych w Polsce – wbrew zapewnieniom aktywistów antyhodowlanych i niektórych polityków – to wciąż perspektywiczny sektor gospodarki rolnej. Polska, po błędnej decyzji duńskiego rządu dotyczącej wybicia wszystkich norek amerykańskich w kraju, jest dziś światowym liderem zarówno względem skali jak i jakości hodowli na świecie. Nie bez znaczenia pozostaje jednak fakt, że ta gałąź produkcji rolnej wciąż pozostaje cierniem w oku partii rządzącej. Co dla PiS niekorzystne jest to także jaskrawy przykładem tego jaki stosunek do rolników ma najliczniej reprezentowane w parlamencie ugrupowanie.

Hodowla zwierząt futerkowych, czyli historia ideologicznej hucpy

Niektórzy politycy Prawa i Sprawiedliwości ramię w ramię z parlamentarzystami Lewicy, wieloma posłami i senatorami Koalicji Obywatelskiej, częścią ruchu Szymona Hołowni i przedstawicielami organizacji antyhodowlanych od kilku dobrych lat próbują wmówić opinii publicznej, że hodowla zwierząt futerkowych to branża schyłkowa, bez perspektyw na rozwój, nieetyczna, niemoralna – epitety można by mnożyć jeszcze długo. Społeczeństwu – angażując w to wielomilionowe fundusze – próbuje się wmówić, że o krajowych fermach myśleć należy wyłącznie źle, że sami hodowcy to zwykli barbarzyńcy, a branża nigdy nie będzie przynosić zysków – ba! że wszyscy Polacy w zasadzie zrzucają się na to, aby pozbawieni sumienia hodowcy mogli męczyć swoje zwierzęta.aukcja skor zwierzat futerkowych

Powielając te oczywiste brednie Prawo i Sprawiedliwość wpisuje się w nurt neormaksistowskiej, humanizującej zwierzęta i dehumanizującej człowieka ideologii, która jest wprost domeną ideologicznej lewicy. Konkretnie lewicy skrajnej. Nie trzeba mówić jak daleko od serca elektoratu PiS znajduje się ten światopogląd.

Zwolennicy powyższych teorii inspirują się naukami Petera Singera – australijskiego etyka, który sformułował ideę wyzwolenia zwierząt, zakładającą całkowity zakaz czerpania z ich gospodarczej użyteczności, ale także np. pochwałę zoofilii. Singer twierdzi bowiem, że z kontaktów seksualnych ze zwierzętami obie strony czerpać mogą korzyści. Absurdalne postulaty tej ideologii aktywiści postanowili przekuć w czyn.

W Polsce mieliśmy i mamy do czynienia z – definiowanymi ideologicznie – włamaniami na fermy zwierząt, dewastacjami mienia rolników, czarnym PR-em wymierzonym w gospodarzy, wypuszczaniem zwierząt gospodarskich do ekosystemu, blokadami inwestycyjnymi czy protestami. Te wszystkie elementy doprowadziły do ukonstytuowania się silnych zjawisk ekoterroryzmu, ekosabotażu, ekoharaczu, pseudoekologii czy ekobiznesu – za to wszystko współodpowiedzialni są także politycy partii rządzącej, którzy co raz puszczają oczko aktywistom. Oczywiście funkcjonują u nas organizacje troszczące się o dobro przyrody w zgodzie z założeniami nauki, ale wciąż stanowią one kroplę w morzu nastawionych destrukcyjnie ekoprzedsiębiorstw.

Czytaj także: Ceny skór zwierząt futerkowych na aukcji KopenhagenFur w górę! Sukces polskich hodowców!

Hodowla zwierząt futerkowych zamknie PiS-owi drogę do zwycięstwa

Zdecydowanie najlepszym wynikiem w wyborach do Europarlamentu w 2019 roku wśród środowisk wiejskich pochwalić mogło się Prawo i Sprawiedliwości, które według szacunków zdobył tu aż 56,3% głosów. Na drugim miejscu w tej grupie wyborców uplasowała się Koalicja Europejska z wynikiem 27,5%. Trzecie miejsce zajęła Konfederacja Korwin Braun Liroy Narodowcy (5,5%), czwarte Wiosna Roberta Biedronia (4,9%), a piąte Kukiz’15 (4,3%). Całe wybory PiS wygrał, zdobywając 45,56% głosów. To jednak zaledwie o 7,26% więcej niż zdobyła druga Koalicja Obywatelska.

W wyborach prezydenckich Andrzej Duda zdobył na wsi ponad 63% głosów. Mało tego – aż 82% rolników zdecydowało się oddać na niego swój głos. W ogólny rozrachunku po drugiej turze wyborów Duda okazała się lepszy od Trzaskowskiego o zaledwie 2,06%, czyli nieco ponad 400 tys. głosów.

Także w wyborach parlamentarnych wieś zdecydowała się zagłosować na PiS, oddając ugrupowaniu ponad 56% swoich głosów.

Szerokie kampanie, której osiami byli na wsi Jan Krzysztof Ardanowski i prezydent Andrzej Duda, nakłoniły rolników do zagłosowania na Prawo i Sprawiedliwość. Co ważne, w każdym z powyższych przypadków, to właśnie wieś miała decydujący wpływ na wyniki wyborów. Mówiąc wprost – to wieś i rolnicy dali zwycięstwo rządzącemu ugrupowaniu. Co dostali w zamian – działania takie jak próba likwidacji działu jakim jest hodowla zwierząt futerkowych, zakaz uboju rytualnego, Europejski Zielony Ład, poszerzanie uprawnień organizacji antyhodowlanych, forsowanie niekorzystnego dla polskich rolników Planu Strategicznego WPR czy próba wyłączenia tysięcy rolników z ubezpieczenia w KRUS. Te inicjatywy wprawiają rolników w rozgoryczenie. Już dziś odwracają się oni od Zjednoczonej Prawicy, na którą tak chętnie – ze względu na prorolnicze obietnice przedwyborcze – oddawali swoje głosy. Wieloletnie starania obliczone na zdobywanie wiejskiego elektoratu przez kolejnych ministrów rolnictwa: Krzysztofa Jurgiela i Jana Krzysztofa Ardanowskiego są dziś przez ministra Grzegorza Pudę obracane w niwecz.

Czy PiS może przegrać kolejny maraton wyborczy, jeśli nie zacznie dbać o wieś? To bardzo możliwe.

Hodowla zwierząt futerkowych, czyli poradnik upychania łokciem

Dziś wciąż obserwujemy próby wprowadzenia zapisów Piątki dla zwierząt niejako „tylnymi drzwiami”. Rozwiązaniem, z którego ochoczo zdaje się korzystać w tym przypadku Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi jest likwidacja kolejnych hodowli celem rzekomej walki z rozprzestrzenianiem się pandemii koronawirusa. Punktem zapalanym okazało się tu wykrycie koronawirusa u norek amerykańskich utrzymywanych w gospodarstwie w powiecie kartuskim. Skutkiem tego okazało się przymusowe wybicie całego stada zwierząt bez wypłacenia hodowcy odszkodowania, który przez jedną decyzję organów podległych resortowi rolnictwa stracił dorobek całego życia i stanął w obliczu konieczności spłaty zobowiązań. W związku z brakiem możliwości wypłaty odszkodowania, wybijane zwierzęta nie zostały poddane wycenie, a hodowcy zaproponowano „nagrodę” za samodzielne dokonywanie uboju utrzymywanych w gospodarstwie zwierząt. Wysokość nagrody, jej forma oraz sam fakt jej wypłacenia to kwestie uznaniowe i zależne od dobrej lub złej woli Wojewódzkiego Lekarza Weterynarii oraz od zasobności budżetu samej Inspekcji Weterynaryjne – jednej z najbardziej niedoinwestowywanych służb publicznych w Polsce. Rolnicy obawiają się, że przypadek hodowcy z powiatu z kartuskiego już niedługo może zostać wykorzystany do likwidacji innych ferm w kraju, co może przełożyć się na destabilizację całego sektora, a finalnie także jego upadek.

Wybór drogi duńskiej, który wiąże się z likwidacją ferm poprzez przymusowy ubój zwierząt, jest działaniem niewłaściwym, co potwierdzają dziś duńskie władze, które przecież podejmowały fatalne w skutkach decyzje. Ich efektem są dziś odczuwalny spadek poparcia dla ugrupowania rządzącego, dymisja ministra właściwego ds. rolnictwa oraz seria przeprosin wystosowywanych przez rząd względem rolników. Już dziś także duński rząd informuje, że dołoży wszelkich starań do przywrócenia hodowli zwierząt futerkowych w Danii z początkiem 2022 roku, podkreślając, że podjęte względem hodowców kroki były bezprawne.

Różnica między decyzją duńskiego rządu, a próbą wywłaszczenia polskich hodowców polega na przyznaniu przez rząd w Kopenhadze rekompensat hodowcom. Ani Piątka dla zwierząt, ani likwidacja ferm poprzez prewencyjne działania związane z potencjalnym zagrożeniem pandemicznym nie przewidują żadnych rekompensat dla polskich rolników. Podczas ostatniego spotkania przedstawiciela branży z Grzegorzem Pudą, Ministrem Rolnictwa i Rozwoju Wsi, padły absurdalne propozycje dotyczące i tak niepewnej wypłaty polskim hodowcom odszkodowań w wysokości 20-30 zł za jedno zwierzę.

Tymczasem duńska branża futrzarska otrzyma od państwa blisko 19 mld koron (ponad 2,5 mld euro), czyli niemal 11 487 400 000 zł tytułem zadośćuczynienia za szkody, jakie pociągnęło za sobą wybicie około 15 mln sztuk norek w ramach zapobiegania potencjalnemu szerzeniu się koronawirusa. Wysokość rekompensat podlegać będzie indywidualnej ocenie uzależnionej od wskazanych przez duński rząd kryteriów. W ten sposób – wyłączając bezpośrednie odszkodowania dla hodowców zwierząt futerkowych w Danii – rekompensatom podlegają m.in.: utrata przyszłej prognozowanej podstawy dochodu na lata 2022-2030, kredyty hodowców, zobowiązania względem kontrahentów, rozbiórka lub odbudowa budynków gospodarczych, straty w sprzęcie, straty branż kooperujących z hodowlami norek: sektor paszowy, dom aukcyjny, transport, inne. Branże powiązane, takie jak zakłady produkcji pasz, zakłady kuśnierskie lub domy aukcyjne norek, które swoją działalność ściśle powiązały z hodowlą norek amerykańskich, mogą otrzymać rekompensatę, jeśli ponad połowa obrotów uzależniona była od kooperacji z fermami zwierząt futerkowych, a forma prowadzonej działalności nie może zostać natychmiast zrestrukturyzowana.

Hodowla zwierząt jednak perspektywiczna? Historia kłamstwa

Okazuje się, że hodowla zwierząt futerkowych to ważna branża dla polskiego sektora rolnego. Jesteśmy liderami światowej skali produkcji oraz krajem, który jest wzorem dla innych w kwestii standardów prowadzenia hodowli.

Średnie zatrudnienie na fermach zwierząt futerkowych wynosi ok 13 pracowników. Przy czym „ferma, w której hodowanych jest 10 000 samic, jest potencjalnym źródłem zatrudnienia dla około 15 pracowników stałych i dodatkowych 10 w sezonie*. Ferma utrzymująca powyżej 25 tys. samic to z kolei zatrudnienie dla 45 stałych i 25 sezonowych pracowników. W przypadku 90% ankietowanych ferma stanowiła główne źródło ich utrzymania.

Przedmiotowa branża pozwala dziś na zatrudnienie kilkudziesięciu tysięcy osób łącznie z kooperantami z czego około 10 tys. osób pracuje bezpośrednio przy hodowli, a kilkanaście tysięcy osób zatrudnionych jest w przedsiębiorstwach produkujących wyposażenie ferm, mieszanek paszowych, produktów leczniczych, a także w powiązanych zakładach przetwórstwa rybnego i mięsnego.

Według aktywistów na 810 fermach funkcjonujących w naszym kraju pracuje… około 900 osób. Tymczasem…

Dane Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, na których bazują aktywiści, nie obejmują pracowników podmiotów, które nie zgłosiły hodowli zwierząt na futra jako działalności dominującej wg. kodu PKD (01.49.Z). Dane KRUS nie uwzględniają osób spowinowaconych z właścicielem, podczas gdy większość ferm to rodzinne gospodarstwa rolne. Dane nie obejmują także agencji pracy oraz outsourcingu. Innym problemem utrudniającym oszacowanie zatrudnienia jest brak w rejestrach informacji od spółek z ograniczoną odpowiedzialnością, które mogą do Krajowego Rejestru Sądowego zgłosić zaledwie do 10 kodów PKD. Ponadto publiczne rejestry nie obejmują umów cywilnoprawnych.

Aktywiści manipulują jednak także innymi danymi, a pamiętać należy, że procenty to wciąż nie żywe liczby:

• 0,16% polskiego eksportu (wg GUS 2019 r. wyniósł on 235,8 mld euro), o których mówią aktywiści, oznacza 1,6 mld zł z tytułu eksportu pochodzącego z hodowli zwierząt futerkowych
• 0,08% PKB (wg GUS w 2017 r. wyniósł 1 989 mld zł), o których mówią aktywiści, oznacza 1,6 mld zł z tytułu produkcji surowca dostarczanego przez hodowle zwierząt futerkowych
• 0,06% polskiego rynku pracy (pracujących wg GUS w 2018 r. było 15,9 mln osób), o których mówią aktywiści, oznacza 9570 osób zatrudnionych bezpośrednio w branży

Kłamstwem jest także zaszczepiana opinii publicznej informacja dotycząca rzekomej powszechności wprowadzania zakazów hodowli zwierząt futerkowych w Europie. Z trzynastu krajów europejskich, w których obowiązuje zakaz hodowli zwierząt futerkowych tylko trzy można było określić mianem istotnych graczy na światowych rynkach (Dania , Holandia i Norwegia). W jednym kraju znajdowała się tylko jedna ferma. W dwóch funkcjonowały tylko hodowle roślinożernych szynszyli, w pięciu państwach w momencie wprowadzania zakazu hodowli zwierząt futerkowych nie istniała żadna ferma, a pozostałe trzy kraje hodowały łącznie tyle zwierząt, ile utrzymywanych jest na jednej średniej wielkości fermie w Polsce.

Mało? Tezy o schyłkowej kondycji branży i zapaści cenowej upadają, gdy przeanalizujemy wyniki ostatniej aukcji skór zwierząt futerkowych w Kopenhadze, która odbyła się w miniony weekend.

Do sprzedaży wystawiono niemal 2 miliony najwyższej jakości skór zwierząt futerkowych – w tym asortyment pochodzący od polskich hodowców, którzy według wielu ekspertów sprzedają najlepsze skóry na świecie.

Niemal wszystkie loty znalazły swoich nabywców, a ceny skór przebiły wszelkie oczekiwania, osiągając nawet 97-procentowy wzrost w przypadku odmiany białej żeńskiej przy maksymalnej cenie 37 dolarów za sztukę.

Zaraz za nią uplasowały się skóry aksamitne o barwie brązowej, za które płacono maksymalnie około 98 dolarów, co oznacza wzrost o 92 procent.
Następnie ex aequo na trzecim miejscu, ze wzrostem 89 procent, uplasowały się odmiany: biały żeński aksamit i biały męski aksamit. Osiągnęły one ceny maksymalne na poziomie 86 i 77 dolarów za sztukę.

Maksymalne ceny skór w kolorze perłowego beżu odmiany żeńskiej osiągnęły poziom 36 dolarów za sztukę (86-procentowy wzrost). Aksamitna odmiana w tym samym kolorze zanotowała wzrost o 75 procent przy maksymalnej cenie 51 dolarów za sztukę.

Ceny skór osiągnięte na aukcji KopenhagenFur na pewno nie są na rękę lokalnym jak i międzynarodowym organizacjom antyhodowlanym, które od wielu lat atakują i oczerniają hodowców zwierząt futerkowych w Polsce i próbują przekonywać, że futra tracą zainteresowanie społeczeństwa.

Okazuje się zatem, że eksperci ówczesnego Banku Zachodniego WBK nie pomylili się, umieszczając w rankingu Eksportowe TOP50 2016 branżę hodowli zwierząt futerkowych na 3. miejscu najbardziej perspektywicznych gałęzi polskiej gospodarki.

Hodowla zwierząt futerkowych w Polsce będzie miała swoja aukcję?

W ubiegłym miesiaću doszło do spotkania JE Ambasadora Chińskiej Republiki Ludowej Pana Liu Guangyuana oraz Prezesa Szczepana Wójcika reprezentującego Polski Przemysł Futrzarski. Tematem rozmów była polsko-chińska aukcja skór zwierząt futerkowych, która miałaby powstać na terytorium naszego kraju. Dzięki tej inwestycji Polska miałaby stać się nie tylko największym dostawcą skór zwierząt futerkowych na świecie, ale także globalnym centrum obrotu tym surowcem.

Miliardy euro może zarobić polskie rolnictwo dzięki błędnej decyzji duńskiego rządu dotyczącej utylizacji tamtejszych stad zwierząt futerkowych. Szanse dla polskiego sektora futrzarskiego i branż z nim kooperujących dostrzegają eksperci, politycy i sami rolnicy, na czele których stoi Jan Krzysztof Ardanowski, były minister rolnictwa, a obecnie przewodniczący Rady ds. Rolnictwa i Obszarów Wiejskich przy Prezydencie RP.

Zdaniem ekspertów decyzja duńskiego rządu otwiera nowe perspektywy przed polskim hodowlami. Po decyzji Danii ceny skór na światowym aukcyjnym rynku w ciągu kilku tygodni wzrosły o 40 proc. W niecały miesiąc Dania z pozycji lidera stałą się nic nie znaczącym producentem, a tym samym utraciła potężne wpływy do swojego budżetu z tytułu podatków. W krótkim czasie Polska z tego rodzaju produkcji może pozyskać miliardy euro.

Decyzja duńskiego rządu, za którą zdążyła już przeprosić premier tego kraju Mette Frederiksen, otwiera nowe perspektywy przed polskim rolnictwem. W krótkim czasie Polska z tego rodzaju produkcji może pozyskać miliardy euro. Dania była liderem w produkcji skór. Dzisiaj to my nim jesteśmy. W sytuacji, w której pojawiła się luka podażowa, możemy ją wypełnić. To byłoby bardzo opłacalne ekonomicznie

– powiedział w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” Jan Krzysztof Ardanowski przewodniczący Rady ds. Rolnictwa i Obszarów Wiejskich przy Prezydencie RP.

Na ewentualnym sukcesie polskich hodowców zwierząt na futra mogą zyskać także inne branże. Rolnictwo to system naczyń połączonych. Jeżeli polskie hodowle zwierząt futerkowych będą się rozwijać, to zarobią na tym producenci pasz, środków weterynaryjnych. Także hodowcy, którzy sprzedają im odpady zwierzęce. To łańcuch branż, które na tym zyskają. Potrzebna do tego jest jednak wola polityczna

– dodał Jan Krzysztof Ardanowski.

Podczas spotkania JE Ambasadora Chińskiej Republiki Ludowej Pana Liu Guangyuana oraz Prezesa Szczepana Wójcika reprezentującego Polski Przemysł Futrzarski omówiono możliwość współpracy inwestorów z Polski i Chin w zakresie tworzenia na terenie naszego kraju polsko-chińskiej aukcji skór łączącej wszystkie kontynenty globu. JE Ambasador Liu Guangyuan zaznaczył, że Chiny są największym rynkiem zbytu naturalnych skór, będąc jednocześnie ich największym importerem.

Polski przemysł futrzarski stoi dziś przed szansą. Ta szansa z kolei może przynieść potencjalne wymierne korzyści nie tylko samej branży, ale także szeregowi sektorów kooperujących z hodowlami. Powstanie polsko-chińskiej aukcji tu, nad Wisłą, zapewniłoby także pracę wielu osobom. Hodowla zwierząt futerkowych to w naszym kraju niemal wiekowa tradycja – tym bardziej cieszę się, że możemy na lata stać się absolutnym liderem na światowych rynkach. Jedynym, czego w tym momencie potrzebujemy jest spokój. Powinna go zapewnić legislacyjna stabilność, która dałaby możliwość dokonywania kolejnych inwestycji, które szybko przekute zostaną w zysk dla całego kraju

– powiedział Szczepan Wójcik.

Według szacunków przedstawionych przez Ambasadora Chiny pozyskują rocznie skóry wytworzone w Polsce o wartości przekraczającej ponad 100 mln USD. Stanowi to 10% ogółu zapotrzebowania Kraju Środka na ten surowiec. Dotychczas, transakcje pomiędzy polskimi i chińskimi przedsiębiorcami realizowane były za pośrednictwem domów aukcyjnych niezwiązanych ani z Polską, ani z Chinami. Ambasador Liu Guangyuan, przyznał, że jest już po rozmowach z Chińską Izbą Handlową, która również dostrzega potencjał planowanego przedsięwzięcia.

Polska jest obecnie największym producentem naturalnych skór, a wytwarzany przez nas surowiec uważany jest za najlepszy na świecie pod względem jakości. To tylko jeden z aspektów, który pozwala twierdzić, że stworzenie przez oboje partnerów polsko-chińskiego domu aukcyjnego o charakterze globalnym jest działaniem inwestycyjnie pożądanym.

Jakie korzyści przyniesie polsko-chińska aukcja skór zwierząt futerkowych?

Stworzenie Polskiej Aukcji Skór wiąże się z zasileniem polskiej gospodarki wieloma miliardami złotych, co w czasach ogólnoświatowego kryzysu gospodarczego przyczynić się może do wsparcia rodzimej gospodarki również poprzez tworzenie nowych miejsc pracy.

W zakładanym przez Związek Polski Przemysł Futrzarski międzynarodowym projekcie inwestycyjnym znajduje się budowa potężnego centrum logistycznego, magazynowego, a także konferencyjnego, którego centrum staną się obiekty aukcyjne. Przemysł futrzarski w Polsce stoi dziś więc u progu stabilizacji i rozwoju na płaszczyźnie wszystkich etapów produkcyjnych – od hodowli zwierząt, po sprzedaż surowca. Jesteśmy przekonani, że wspólna inwestycja, której wartość szacujemy dziś na około 60 do 80 milionów euro przyczyni się w niedługim czasie do rozwoju zaplecza dydaktycznego i naukowego – również poprzez przywrócenie nad Wisłą wyspecjalizowanych pracowni kuśnierskich. Realizowanie przez Polskę inwestycji tej skali, obsługującej wszystkie etapy produkcyjne, pozwoli nam przyciągnąć do kraju znane marki i firmy słynące z produkcji futer i naturalnych ubrań.

 

 

 

swiatrolnika.info 2023