O tym co ważne dla polskiej wsi.

Czyste powietrze czysty zysk Czyste powietrze czysty zysk
Talk icon

Blog

30-06-2022

Autor: Jan Krzysztof Ardanowski

Ukraińskie zboże może być sporym obciążeniem dla polskiego rolnictwa

ukraińskie zboże ardanowski

Ukraińskie zboże, które trafia każdego dnia do Polski budzi coraz większe obawy rodzimych rolników. Rolnicy, zwłaszcza z południowo-wschodniej Polski, mają coraz większe problemy ze sprzedażą swoich zbóż. 

Co się stanie, gdy ukraińskie zboże zaleje polski rynek?

Sprawa jest bardzo złożona. Z jednej strony mamy producentów pasz, którzy domagają się tańszego zboża. Inna sprawa, że najczęściej to nie przełoży się na cenę pasz, tylko na zwiększone dochody producentów pasz. Jednocześnie rolnicy, którzy dysponują jeszcze pewnymi zapasami zboża z roku ubiegłego,  obawiają się napływu zboża z Ukrainy. Sytuacja na polach jest raczej dobra. Pogoda, przynajmniej w części, zrekompensowała niedostatek nawozów wczesną wiosną. Owszem, na glebach słabych, przesychających, część zbóż zaschło i opady już nie pomogły. Tak jest w ostatnich latach prawie co roku. Jednak w przypadku pszenicy, a jeszcze bardziej kukurydzy, wygląda na to, że będą dobre zbiory.

Co do zboża z Ukrainy, jeżeli miałoby w Polsce pozostać i być tu przerobione, to będzie to dla polskiego rolnictwa bardzo poważne obciążenie. Na rynku wewnętrznym spadają ceny, bo zboże z Ukrainy jest tańsze. Spadną również dochody rolników, a musieli oni ponieść wysokie koszty tegorocznej uprawy. Następny sezon wegetacyjny nie zapowiada się lepiej. Koszty paliwa, nawozów koniecznych do uprawy i innych środków produkcji będą wysokie. Z tego m. in. powodu rolnicy oczekują w miarę stabilnych i dość wysokich cen zbóż. Jest również problem przechowalnictwa zbóż z nowych zbiorów. Jeśli zboża z Ukrainy miałyby być magazynowane w elewatorach na terenie Polski, zarówno tych prywatnych, jak i nielicznych państwowych, to zablokujemy sobie powierzchnie magazynowe. Nota bene, warto przypomnieć, że rządy od czasów Balcerowicza i Lewandowskiego, ze szczególnym natężeniem w czasach PO-PSL, pozbywały się państwowych magazynów, sprzedając je za bezcen zarówno powiązanym z władzą biznesmenom polskim, jak i zagranicznym np. z Iraku.  Rolnicy zadają zasadnicze pytanie, gdzie po żniwach będziemy składowali polskie zboże. Sytuacja  jest złożona. Z jednej trony słyszę zapewnienia ministra Henryka Kowalczyka, że zboże z Ukrainy nie będzie miało wpływu na ceny w Polsce. Otóż, moim zdaniem, będzie miało wpływ i to bardzo znaczący na ceny w Polsce. Minister rolnictwa ostatnio zaapelował żeby polscy rolnicy wstrzymali się ze sprzedażą zboża, ponieważ on gwarantuje, że po żniwach ceny będą wysokie. Bałbym się tak jednoznacznych deklaracji i nie chciałbym być w skórze pana ministra, jeżeli jego przepowiednie się nie sprawdzą. Owszem, na rynku światowym ceny pszenicy konsumpcyjnej będą zapewne wysokie, ale rynek światowy, a rynek wewnętrzny w Polsce, to spora różnica. Cena w Afryce Północnej jest ważna dla tych, którzy to zboże mogą tam dostarczyć, natomiast dla tych, którzy są skazani na pośredników, czyli większości polskich rolników, ważniejsza jest możliwość sprzedaży i ceny płacone w Polsce, a tym import z Ukrainy już szkodzi. Zresztą o tym, czy i kiedy rolnik sprzedaje swoje zapasy, decydują nie zalecenia i apele,  mające często wydźwięk propagandowy, a decyduje płynność finansowa gospodarstwa, potrzeby finansowe na zakup środków produkcji i życie rodziny. 

Jak zatem ukraińskie zboże może trafić na polski rynek, skoro nie jest przeznaczone dla nas?

Powinniśmy Ukrainie pomóc w tranzycie do tych krajów, które tego zboża potrzebują. Polska akurat nie potrzebuje ukraińskiego zboża. Może niewielkie ilości, które poprawiłyby sytuację rynku paszowego. Mamy na tyle dobrą produkcję własną, którą sami musimy eksportować, że na rynku polskim nie jest potrzebne zboże ukraińskie. Przypomnę, że Komisja Europejska zniosła jakiekolwiek cła i kontyngenty dostępu na produkty rolnicze z Ukrainy i obecnie, każdy, kto chce, może importować zboże z tego kraju. Pomoc w tranzycie jest jak najbardziej potrzebna. Pytanie, czy my jesteśmy do niej w jakikolwiek sposób przygotowani. Twierdzę, że nie jesteśmy przygotowani i w związku z tym nasze deklaracje będą trudne do wypełnienia. Infrastrukturę przeładunkowo-transportową mieliśmy dopasowaną do naszych wewnętrznych potrzeb.  

Inna szerokość toru który "wchodzi" do Polski z Ukrainy i konieczność przeładunku na inne środki transportu, to pierwsze ograniczenie. Nie ma wystarczającej ilości platform wyładowczych, które pozwoliłyby przeładować zboże ze ukraińskich specjalnych wagonów do przewozu zboża na inne wagony. Polskie koleje nie dysponują wagonami do transportu zboża, bo w Polsce kilka lat temu zrezygnowano z transportu zboża koleją, przechodząc na transport samochodami ciężarowymi. Jest rozważany transport przy pomocy kontenerów, ale muszą być one specjalnie przygotowane, szczelne, a jednocześnie ich rozładunek w portach jest problematyczny i nie jest to rozwiązanie w przypadku dużych ilości zboża. Zresztą i tych kontenerów generalnie nie mamy. Ponoć są w Niemczech, ale nie słyszałem, by Deutsche Bahn chciało, w ramach pomocy dla Ukrainy, ich użyczyć. To również kwestia tego, o czym mówię od lat, brak państwowego nabrzeża do przeładunku. Są prywatne firmy, które mają kilka nabrzeży do przeładunku zbóż, czy śruty, ale też mają własną, globalną  politykę eksportową i może się okazać, że te firmy nie są zainteresowane lub nie mogą realizować tranzytu zboża ukraińskiego, nawet jeśli rząd będzie o to prosił. Okazuje się, że krótkowzroczność w przypadku braku państwowego nadbrzeża bardzo mocno komplikuje pomoc dla Ukrainy. Nie chcę już gdybać, dlaczego nie było zgody kolejnych ministrów na uruchomienie polskiego, państwowego nabrzeża. Czy chodzi o to, żeby utrzymać dominującą pozycję na rynku polskim firm zagranicznych, które handlują zbożem w skali międzynarodowej? Jeżeli chodzi o realne i stosunkowo niskokosztowe możliwości uruchomienia państwowego portu do przeładunku zbóż, to logiczną lokalizacją jest najważniejszy polski port w Gdyni, gdzie było przygotowywane przeze mnie, w porozumieniu z Zarządem Portu, przejęcie Bałtyckiego Terminala Zbożowego. Po moim odejściu sprawa zaczęła być przeciągana. Ostatnio słyszę, że za jakieś wielkie miliardy ma być budowany na surowym brzegu, (greenfield) tzw. agroport w Gdańsku. Czyli koszty niebotyczne, a efekt za wiele lat. Czegoś nie rozumiem. Może jest jakieś drugie dno? 

W Polsce postaną silosy do przechowywania ukraińskiego zboża? 

Pomysł Amerykanów, dotyczący wybudowania silosów przy szerokim torze, gdzie zboże z Ukrainy w bezpiecznych warunkach byłoby przechowywane, jest jakimś wyjściem z sytuacji. Tylko, że nie na te żniwa. Sam proces uzgodnień, pozwoleń budowlanych, ba, własności gruntów do budowy się nadających i  samej budowy zapewne będzie trwał wiele miesięcy.  Nawet kiedy to już by się wydarzyło, to żeby magazyny nie stały się "koniem trojańskim" wobec polskiego rolnictwa, muszą być wprowadzone absolutne zabezpieczenia i pewność w postaci ścisłej kontroli, może nawet plombowania, żeby zboże z Ukrainy nie pozostało w Polsce i nie było przerobione. Trzeba również postawić twarde pytanie Ukraińcom, kto jest właścicielem zboża, które ma być eksportowane, gdzie są odbiorcy. Nie kierunki świata, a konkretni odbiorcy. W przeciwnym wypadku ryzyko zakłócenia polskiego rolnictwa jest absolutnie realne. Jeżeli zboże z Ukrainy będzie bez kontroli i tańsze, to nie mam żadnych złudzeń, że firmy paszowe i młynarze będą chcieli z tego zboża korzystać.

Czytaj także: Dworczyk: Efektywny transport zboża z Ukrainy wymaga czasu

swiatrolnika.info 2023