Talk icon

Informacje

09-09-2015

Autor: Robert Maj

Nie można porównywać zwierząt w klatkach do Żydów w Auschwitz

Brak grafiki

Media, a szczególnie rozmaici eksperci, którzy jako ponoć podmioty niezależne alarmują, że wszystko co zostało wyprodukowane w sposób wielkoprzemysłowy jest szkodliwe a nawet trujące. Chyba nie ma większych hipokrytów - poza politykami - jak właśnie ci eksperci.

Media, a szczególnie rozmaici eksperci, którzy jako ponoć podmioty niezależne alarmują, że wszystko co zostało wyprodukowane w sposób wielkoprzemysłowy jest szkodliwe a nawet trujące. Chyba nie ma większych hipokrytów - poza politykami - jak właśnie ci eksperci.

Największy swój wkład w obrzydzanie wielkoprzemysłowości mają tzw. sozolodzy nazywani potocznie ekologami. Dość często wtórują im politycy, którzy dla bieżących politycznych celów czyli z czystego wyrachowania głoszą podobne poglądy jak ostatnio Grzegorz Napieralski. O ile aktywiści sozo (czyli eko) mają takie "święte prawo" bo działają w sferze sozologicznej, to polityk, który wie (a przynajmniej wiedzieć powinien) jak ważne są duże produkcje, bo raz, że dają one wysokie lokalne zatrudnienie, dają duże wpływy podatkowe gminie lub gminom i te wielkie produkcje są wielkimi inwestycjami, które zmieniają dość często infrastrukturę okolicy, której sama gmina lub okoliczne gminy nie byłyby w stanie zmienić czy też poprawić bo ich zwyczajnie na to nie stać - jest hipokrytą. 

Jednak działacze sozo (czyli eko) naprawdę mają problemy natury mentalnej i chyba także osobowościowej, bo walcząc z wielkoprzemysłowością jednocześnie korzystają z niej pełnymi garściami. Jeżdżą samochodami, które zostały wyprodukowane w wielkich fabrykach, a nie w małym warsztacie, który spełnia wszystkie wyśrubowane normy ekologiczne czy przemysłowe. Jedzą żywność, piją wodę mineralną czy owocowe soki, które także powstały dzięki wielkiemu przemysłowi, a owoce do ich wyprodukowania pochodzą z wielkich sadów. Latają samolotami, które powstały w gigantycznych fabrykach. Noszą ubrania uszyte z materiałów, których nici powstały w wielkich koncernach chemicznych. Podobnie jest z butami. Obecnie większość  tzw. markowego sportowego obuwia jest jedną tablicą Mendelejewa. Gdy się skaleczą lub zwichną nogę to używają zapewne opatrunków, bandaży, plastrów, które powstały w wielkich zakładach.   

Ich zdaniem wielkie hodowle zwierząt jak krów, świń czy kur to jest dowód na upadek ludzkiej cywilizacji. "Gazeta Wyborcza" słowami swojej dziennikarki w swojej ocenie zapędza się do porównania takich hodowli z holocaustem. Jak trzeba być pozbawionym wyobraźni (lub zakłamanym) by dokonywać takiego zestawienia? 

Nie ma chyba bardziej zakłamanego i niedouczonego przekazu jak twierdzenie, że poliester, elastil, lycra, skóra ekologiczna (czyli PCV) są ekologiczne, a skóra naturalna jest szkodliwa. Wygłaszanie takich opinii nie kłuje gardeł sozo i podobnych ekspertów i nie wywołuje u nich wstydu, że wypowiadają tak absurdalne twierdzenia. 

Tego typu opinie są dowodem na całkowity brak wiedzy o współczesnym rynku i zaspakajaniu potrzeb ludzi jako zbiorowości. To masowa konsumpcja dyktuje rozmiary produkcji. Mądre rządy robią wszystko co się da, by masowość nie zniszczyła ani środowiska ani zasobów naturalnych.   

Sozo uważają, że wielkie fermy zwierząt to hańba dla ludzkości (co lansuje wspomniana już wyżej "Gazeta Wyborcza", której nie przeszkadza zarabiać na reklamach od wielkich producentów) i niszczenie środowiska. Niech więc wyjaśnią to w jaki sposób mają być zapełnione sklepy mięsne? Z małych gospodarstw, gdzie hodowanych jest np. 50 kur? Od takich ekspertów i mediów wieje skrajną ignorancją. Albo inny przykład - jabłka. Na ryneczkach osiedlowych w miastach większość jabłek pochodzi z wielkich sadów liczących po kilka, kilkanaście lub kilkadziesiąt hektarów. Czyż to nie jest wielkoprzemysłowe? No jest. 

Podobnie jest z innymi owocami a także większością warzyw. Zdarzają się niszowi dostawcy czyli mały sadownik, rolnik, ogrodnik ale on zaopatruje rynek punktowo. Wielkoprzemysłowe hodowle lub uprawy, czy nam się to podoba, czy nie zabezpieczają tzw. narodowe bezpieczeństwo żywnościowe i chronią nas przed głodem.  Część sozologów (czyli ekologów), jeśli nie wszyscy, przedstawia siebie jako wegetarian lub wegan. Gdyby więc stało się tak, że żywność wege miałaby zastąpić tradycyjną to skala ich produkcji szybko musiałaby być prowadzona w formie wielkoprzemysłowej by nakarmić naród. I czy wtedy też by krzyczeli na łamach "Wyborczej", że to zbrodnia na ludziach czy też zacieraliby ręce ze szczęścia, że pieniądze płyną strumieniem tak szerokim jak rzeka Jangcy? 

Działacze sozo oraz podobni im eksperci manipulują wiedzą. Próbują wbijać do naszych głów obraz, że coś co jest wielkie to jest złe lub bardzo złe. Nie chwalą się przy tym, że należą do organizacji sozo, która nie tylko ma korzenie obce narodowo, ale także jest "wielka". A wiadomo - jak sami o tym mówią - że jak coś jest "wielkie" to kosztuje wiele i trzeba dużo zarabiać.

Dlatego "wielkie" przemysłowe musi być złe, by ci z wielkich organizacji sozo (ale także tych małych sozo) mogli na niewiedzy zwykłych i zagonionych za własnymi sprawami Polakach zarabiać "wielkie" pieniądze. 

Sąd w Berlinie zakazał organizacjom prozwierzęcym odnoszenia się do zagłady Żydów w kampanii reklamowej przeciwko masowej hodowli zwierząt pod hasłem „Holokaust na twoim talerzu”. Jednak polscy i niemieccy radykalni aktywiści spod znaku "eko" przenoszą zabroniony w Niemczech lobbing na teren naszego kraju. Niestety, na decyzje polskich sądów musimy jeszcze poczekać.

Jacek Strzelecji/SR
Fot.: www.pinterest.com

swiatrolnika.info 2023