Informacje
07-05-2023
Rozmowa ze Szczepanem Wójcikiem, prezesem Instytutu Gospodarki Rolnej i wydawcą Świata Rolnika.
Marek Miśko: Wojna na Ukrainie, kryzys, problemy ze zbożem, rolnicy w polu i wybory za pasem – niełatwy czas za i przed nami…
Szczepan Wójcik: Wielu problemów można było uniknąć. Nie jest prawdą, że ostatnie wydarzenia były nie do przewidzenia. Rolnicy przecież sygnalizowali, był więc czas na reakcję.
MM: Rolnicy wskazują, że to nie koniec. Po zbożu przyszedł czas na drób, zaraz pojawi się problem z warzywami, owocami i koncentratami…
SzW: Ale woli się tego nie dostrzegać, a problem przyjdzie. Teraz zajmujemy się wojenkami polsko – polskimi i wyborczą rywalizacją, zamiast zatroszczyć się o zdobywanie nowych rynków. Jest pewna – może nie reguła, ale dobra zasada w przedsiębiorczości, aby dokonywać ekspansji, inwestować, rozpychać się łokciami w czasie kryzysów. Tak już to niestety wygląda, gdy jedni się wycofują, nie są w stanie utrzymać się na powierzchni pojawiają się inni. Rynek nie znosi próżni. Problem jednak w tym, że rzadko kiedy jesteśmy tymi, którzy wchodzą w miejsce innych, częściej przyjmujemy właśnie pozycję wycofania. Wydaje mi się, że rozumieją to już nawet mniej rozwinięci od nas gospodarczo Ukraińcy.
MM: To prawda, ale otrzymują też wielkie wsparcie lobbystyczne od zagranicznego kapitału, który przez lata inwestował na Ukrainie. Potężne gospodarstwa produkcyjne należące do Duńczyków, Holendrów, Niemców, Francuzów, Hiszpanów czy nawet Amerykanów cały czas działają i muszą eksportować.
SzW: No właśnie i gdy my tracimy czas na prowadzenie sporów między sobą, jesteśmy zajęci podziałem zapomóg z Brukseli, tamci wykorzystują ten moment i drepczą po unijnych korytarzach myśląc już o tym, co będzie na Ukrainie po ustaniu wojny. Nikt przy zdrowych zmysłach nie spodziewa się chyba, że wspomniany zagraniczny kapitał pozostawi bez reakcji sprawę zniesienia ceł i zwiększenia lub całkowitego uwolnienia kontyngentów na część produktów rolno-spożywczych z Ukrainy. Jeżeli jest to w ich interesie, to będą się o to bić. Myślę, że wiele nas jeszcze zaskoczy…
MM: Zachód bezkompromisowo walczy o swój interes, a my bohatersko gasimy pożary, które sami wznieciliśmy…
SzW: Lub przed którymi niewystarczająco się zabezpieczyliśmy. Aby nie powtórzyć tych błędów jest jedna banalnie prosta metoda.
MM: Jaka?
SzW: słuchać ludzi. Spotykać się z lokalnymi grupami, tymi którzy pomimo ciężkiej pracy mają jeszcze chęć na działalność społeczną w swoim regionie, gminie, miejscowości czy sołectwie – są oni prawdziwym skarbem dla lokalnej społeczności, ale nie tylko dla niej. Ich doświadczenie i działalność – nazwijmy to – na pierwszej „linii frontu” to przede wszystkim ogromna wiedza, z której pełnymi garściami powinny czerpać władze samorządowe, ale i te centralne. Stąd nasz kierunek – czysto pragmatyczny, bo skuteczny. Dajemy głos tym, których z oddali słabiej słychać. To jest nasza misja.