Informacje
24-06-2014
Nie jesteśmy zbrodniarzami, utrzymujemy standardy i pokonujemy konkurencję. To się nie podoba i wobec naszych firm podejmowane są działania mające na celu utratę wiarygodności w oczach własnego społeczeństwa - mówi Szczepan Wójcik, prezes Prezes Fundacji Wsparcia Rolnika - Polska Ziemia...
Nie jesteśmy zbrodniarzami, utrzymujemy standardy i pokonujemy konkurencję. To się nie podoba i wobec naszych firm podejmowane są działania mające na celu utratę wiarygodności w oczach własnego społeczeństwa - mówi Szczepan Wójcik, prezes Prezes Fundacji Wsparcia Rolnika - Polska Ziemia.
Jak się ma branża zwierząt futerkowych w Polsce?
Branża bardzo intensywnie się rozwija. Dla wielu osób ten rodzaj działalności stał się alternatywnym sposobem na życie. Wiele z nich przekwalifikowało się z innych branż, po to by móc prowadzić hodowle zwierząt futerkowych, a szczególnie norek, które obecnie są bardzo popularne. Dlaczego? Z kilku powodów. Po pierwsze brak jest w handlu pośredników. Skóry są sprzedawane bezpośrednio na aukcjach w Danii, Finlandii, Kanadzie oraz w Stanach Zjednoczonych. Praktycznie 100 procent skór z Polski trafia na eksport. W ubiegłym roku Polska zajęła drugie miejsce w Europie, jeśli chodzi o produkcję skór zwierząt futerkowych. W ubiegłym roku, cała branża w Polsce, sprzedała skóry za prawie 500 mln euro. Te wszystkie pieniądze trafiły do Polski.
Wasza działalność nie wszystkim się podoba, a zwłaszcza organizacjom ekologicznym i obrońcom zwierząt. Czy to znaczy, że prowadzicie jakiś haniebny proceder?
Ależ nie. Zaprzeczam temu. Fermy zwierząt futerkowych w Polsce należą do jednych z najbardziej ekologicznych zakładów utylizacyjnych jakie sobie można wyobrazić. Dlaczego? Bo produkty używane do skarmiania zwierząt są to uboczne produkty pochodzenia zwierzęcego, które normalnie należałoby zutylizować w sposób bardzo energochłonny, a do tego nieprzyjazny środowisku jak np. wykorzystując przy tym węgiel brunatny, co skutkuje wzrostem emisji dwutlenku węgla. Jak wiemy Polska ma dość duże problemy z emisją tego gazu i wiele państw próbuje wymusić na naszym kraju zmniejszenie jego produkcji. Poza tym dobrym skutkiem naszej działalności jest nawóz, który jest bardzo ceniony przez rolnictwo.
Zarzuca się wam niehumanitarność.
To też jest nieprawda. Otóż podstawą produkcji zwierzęcej jest chęć uzyskania jak najlepszej jakości skóry. Nie jest to możliwe, jeśli zwierzęta są źle traktowane. Chcę w tym miejscu podkreślić, że tylko wyłącznie zwierzęta, które są dobrze karmione, mają dobre warunki bytowania mają dobrą skórę. W interesie hodowcy - pomijając empatię do zwierząt - jest to, żeby one miały absolutnie najlepsze warunki, bo inaczej nie będą miały dobrej jakości skóry, co się bezpośrednio przełoży na wyniki ekonomiczne takiego gospodarstwa rolnego. Humanitarność jest jak najbardziej na najwyższym poziomie. Musi być dobra karma, czysta i dobrej jakości woda, odpowiednia klatka. Zarzuty ekologów podnoszone wobec hodowców w Polsce są całkowicie nieprawdziwe.
Czy prawdą jest, że zagraniczna konkurencja robi wszystko by polskie fermy upadły?
Niestety to prawda. Konkurencja zagraniczna walczy z nami metodami, które czasami są dalekie od rzetelności i uczciwej gry rynkowej. Dlaczego? Coś co dobrze prosperuje, coś co jest ekologiczne dla środowiska, co przynosi wymierne korzyści dla gospodarki narodowej jest przedmiotem zazdrości. Polscy hodowcy nie tylko doścignęli zagranicznych, ale też ich wypierają z rynku. A dzieje się to w toku normalnego procesu rynkowego. Nie mogą nas pokonać, oferując skóry o podobnej jakości, to prowadzą wobec nas nieuczciwą czarną grę. Robią to pośrednio poprzez organizacje ekologiczne i broniące zwierzęta, które wywierają wpływ na społeczeństwo, informując je, że jakoby nasza działalność jest niemalże zbrodnicza. A wszystko po to, by w polskim społeczeństwie zaszczepić negatywną ocenę na temat hodowli zwierząt futerkowych.
Co takiego robią?
Przedstawiają naszą działalność jako nieekologiczną, nieetyczną, niehumanitarną. Przekaz jest taki, że dla wszystkich będzie dobrze jak te fermy zamknięcie, a hodowle przeniesiecie do nas czyli za granicę. Proszę zauważyć, że taki kraj jak Dania, który ma ponad 5 mln mieszkańców ma 20 mln norek. Ten kraj oprócz tego, że hoduje zwierzęta futerkowe, to również słynie z hodowli drobiu, trzody chlewnej i innych zwierząt. Jakoś tam nie ma problemu z ochroną środowiska czy też niehumanitarnym traktowaniem zwierząt. Przeciwnie, tam ten rodzaj biznesu ma duże wsparcie rządu, społeczeństwa, bo ludzie wiedzą, że to jest bardzo dobre dla nich. Z kolei takie kraje jak Hiszpania i Portugalia dotują hodowców zwierząt futerkowych, po to, by jak najszybciej ta branża rozwinęła się i mogła zdobywać zagraniczne rynki. Tak długo jak Polska miała słabej jakości skóry zwierząt futerkowych, ewentualnie była gdzieś na szarym końcu, to nie było żadnego problemu. A w momencie jak zaczęliśmy się bardzo mocno wybijać i staliśmy się realnym zagrożeniem, to nagle okazało się, że to jest złe. Ten sam model ataku dotyczył także innych branż polskiej gospodarki, jak przemysł stoczniowy, który w Polsce został zlikwidowany, a naszych klientów przejęli Holendrzy i Niemcy. Inny, najbardziej świeży przykład czarnego pijaru to zamknięcie uboju rytualnego w Polsce. Okazało się, że w Polsce jest to bardzo niehumanitarne, tymczasem w Niemczech czy Francji nikt tak nie patrzy. Tam ubojnie się rozwijają. Podobnie jest w innych krajach. Obecnie jest tak, że krowy hodowane w Polsce przewożone są do ubojni w innych krajach, czyli dodatkowo cierpią podczas transportu i tam giną w taki sam sposób jakby było to w Polsce. Sęk w tym, że pieniądze z tego rodzaju działalności zostają w tamtych krajach, a nie w Polsce. I co najważniejsze są tam miejsca pracy. Lobbing antypolski jest bardzo mocny. Nikt w Niemczech czy Francji nie prowadzi kampanii na rzecz zamykania ferm hodowli zwierząt futerkowych. Tymczasem w Polsce hodowcy jak i hodowle atakowane są słownie oraz fizycznie.
Czy ten lobbing prowadzą organizacje ekologiczne oraz obrońcy praw zwierząt?
To nie są ekolodzy. To są pseudoekolodzy. Tak naprawdę działania organizacji ekologicznych w Polsce nie mają na celu wprowadzenia przez hodowców europejskich standardów hodowli zwierząt, bo te już od dawna są – a nawet pragnę bardzo mocno podkreślić to polscy hodowcy czasem mają wyższe standardy niż podobne gospodarstwa w innych krajach – tylko chodzi o przejęcie tych blisko 500 mln euro, które polskie fermy generują rocznie.
Kilka dni temu miało miejsce włamanie dokonane przez Marcusa Müllera, jednego z najbardziej znanych niemieckich radykalnych ekologów, na fermę hodowlaną norek w Granowcu niedaleko Ostrowa Wielkopolskiego. Co ciekawe Müllerowi towarzyszyło dwoje dziennikarzy jednej z największych niemieckich gazet „Die Welt”. Straty atakiem zostały oszacowane na kilkaset tysięcy złotych. Jak często zdarzają się takie ataki?
Rzeczywiście w ubiegły czwartek miał miejsce zuchwały atak na fermę norek w Granowcu niedaleko Ostrowa Wielkopolskiego. Okazało się że wśród napastników był Marcus Müller z organizacji Soko-Tiershutz, któremu towarzyszyło dwoje dziennikarzy niemieckiej gazety „Die Welt”. Cała sytuacja, oprócz ogromnej krzywdy wyrządzonej właścicielowi oraz zwierzętom, jest jeszcze bardziej bulwersująca właśnie z uwagi na fakt, że ataku dokonali obywatele Niemiec i dziennikarze jednej z poczytniejszych niemieckich gazet. Wiele razy zwracaliśmy uwagę na to, że filmy ukazujące hodowlę w złym świetle, które można znaleźć w internecie są sfabrykowane. Tym razem jednak udało się schwytać przestępców na gorącym uczynku. Dokładnie widać do jakich perfidnych działań się posuwają, by oczernić uczciwych hodowców w oczach opinii publicznej. Na szczęście świadomość społeczna o organizacjach pseudoekologicznych wzrasta i ludzie widzą, że tym niby obrońcom zwierząt wcale nie chodzi o ich dobro, a wyłącznie o zyski, czerpanie z szantażowania inwestorów czy żerowania na ludzkiej empatii. Mam nadzieje, że tego typu ataki nie będą miały już miejsca, a włamywacze wezmą się za uczciwą pracę.
Czy polscy politycy wspierają branżę?
Rzeczywiście trochę czujemy się osamotnieni, ale nie do końca tak jest. Wielu polityków rozumie problem, wiedzą, że jesteśmy atakowani przez zewnętrzne grupy interesów, które mają na celu podważenie naszej wiarygodności, czyli niezwykle dochodowej branży, a w konsekwencji by ją zamknąć. W Polsce niewiele jest branż, które mogą poszczycić się 100 proc. eksportem swojej produkcji. Są też politycy, na nieszczęście dla nas, którzy zwyczajnie są populistami, i walczą z nami, bo są wyborcy, którzy takich polityków będą popierać. Oni więc wiedzą, że walka z nami zapewnia im stały udział w polityce i gwarantuje awans na stanowiska samorządowe czy rządowe. Na szczęście takich polityków jest mniej. Większość nas popiera, ale ci podlegają naciskom pseudoekologów, pseudoobrońców zwierząt, którzy szantażują polityków. Na Facebooku jest mnóstwo profili, na których imiennie atakuje się polityków popierających naszą branżę czy też inne osoby nam sprzyjające. Pseudoobrońcy piszą nie głosuj na tego bo ten popiera fermy futerkowe, albo ten popiera ubój rytualny. Politycy są więc pod ogromną presją i też się boją. Wiele wysiłku wkładamy w wytłumaczenie, czym naprawdę jest hodowla zwierząt futerkowych. Jesteśmy naprawdę ekologiczną branżą przynoszącą ogromne dochody do budżetu państwa.
Dziękuję za rozmowę.
Tekst o włamaniu do fermy norek przeczytasz tutaj Niemcy bezkarnie niszczą polski biznes
autor: Jacek Strzelecki
źródło: www.wgospodarce.pl