W Polsce potwierdzono wystąpienie drugiego w tym roku ogniska ptasiej grypy. Ważne jest, by wiedzieć,co może wywołać chorobę i w jak sposób chronić ptaki przed zakażeniem.

Gdy kilka tygodni temu pojawiły się informacje o ptasiej grypie wykrytej w woj. zachodniopomorskim u dzikich ptaków, zebrał się sztab kryzysowy pod dowództwem wiceminister rolnictwa Ewy Lech. Zalecono zwiększenie ochrony ferm, wzmożoną bioasekurację i konieczną dezynfekcję. Zgodnie z zaleceniami ministerstwa i Głównego Lekarza Weterynarii od tego czasu należy chronić paszę i wodę przed dostępem do niej dzikiego ptactwa, przed wejściem do kurników zakładać odzież ochronną, a przed wjazdem na fermy stosować maty ochronne nasączone płynem do dezynfekcji. A jednak do zakażenia doszło. Pierwsze ognisko stwierdzono na farmie gęsi wolnowybiegowych w gminie Deszczno. Co zawiodło? 

 

– Czy bioasekuracja zawiodła? Nie! Na wybieg gęsi dostały się odchody przelatujących zakażonych dzikich ptaków, gęsi albo kaczek. Jestem przekonany, że właśnie taka była przyczyna powstania ogniska ptasiej grypy H5N8 w gminie Deszczno – tłumaczył Józef Malski, zastępca Lubuskiego Wojewódzkiego Lekarza Weterynarii w Zielonej Górze.

 

Wokół farmy, gdzie stwierdzono ognisko zakażenia wyznaczono okręg zapowietrzony o promieniu 3 km i 10-kiloemtrowy okręg zagrożony. Wszystkim hodowcom nakazano zamknięcie ptaków.

 

– Wirus ptasiej grypy H5N8 jest szczególnie groźny zimą. W chłodzie jest w stanie przeżyć przez ponad miesiąc. Natomiast stosunkowo szybko ginie przy wyższych temperaturach – zaznaczył Józef Malski.

 

Informacje z Wojewódzkiego Inspektoratu Weterynarii w Zielonej Górze potwierdza Państwowy Instytut Weterynaryjny – Państwowy Instytut Badawczy w Puławach.

 

– Wirus HPAI/H5N8 został prawdopodobnie przeniesiony do Europy przez dzikie ptaki migrujące. Wstępne badania wskazują, że posiada on wysoką zjadliwość zarówno dla drobiu, jak i niektórych gatunków ptaków dzikich (głównie kaczek z grupy grążyc, łabędzi i mew) oraz wykazuje odrębność genetyczną w odniesieniu do wirusów odpowiedzialnych za epidemię HPAI/H5N8 z 2014/2015 roku – poinformował Państwowy Instytut Weterynaryjny.

 

Instytut zaleca intensyfikację monitoringu u dzikich ptaków, przede wszystkim związanych ze środowiskiem wodnym. Ważne jest, by zgłaszać nawet pojedyncze padnięcia i dziwne zachowania się ptaków.

 

– Środki prewencyjne, takie jak utrzymywanie drobiu w zamknięciu, są zalecane. Mogą nie być w pełni skuteczne, o czym świadczy aktualna sytuacja, kiedy ogniska choroby stwierdzano również u drobiu w chowie zamkniętym. Kluczowe jest zatem podkreślanie konieczności wzmocnienia zasad bioasekuracji na fermach, celem minimalizacji ryzyka przeniesienia wirusa do gospodarstwa za pośrednictwem zanieczyszczonego sprzętu lub na odzieży, butach i środkach transportu – informuje profesor Krzysztof Smietanka z Państwowego Instytutu Weterynaryjnego.

 

Dodajmy jeszcze, że w ostatnich tygodniach aż 12 państw zgłosiło obecność wirusa HPAI podtypu H5N8 u dzikich ptaków. Oprócz Polski zrobiły to: Austria, Chorwacja, Dania, Finlandia, Francja, Holandia, Niemcy, Rumunia, Szwajcaria, Szwecja i Węgry. Ponadto prasa doniosła o wykryciu wirusa u ptaków hodowlanych w Niemczech.

 

Z informacji podanych przez profesora Śmietankę wynika, że jedna trzecia stwierdzonych przypadków ptasiej grypy u dzikiego ptactwa dotyczy kaczek czernic. W tym roku wirusa wykryto także u innych gatunków kaczek, czapli, mew, a nawet sokołów i myszołowów. Dlatego drób hodowlany trzeba izolować od ptaków dzikich.

 

– Trzymanie drobiu w zamknięciu zmniejsza ryzyko wprowadzenia wirusa na fermę, ale nie eliminuje zagrożenia całkowicie. Wirus bowiem łatwo może być przeniesiony na odzieży, sprzęcie rolniczym czy za pośrednictwem paszy. Zamknięcie ptaków, dezynfekcja i bioasekuracja to podstawa zabezpieczenia fermy drobiu przed zjadliwym wirusem ptasiej grypy H5N8 – przestrzega prof. Śmietanka.

 

Beata Kozłowska

 

Fot. pixabay.com